Bruksela zaproponowała częściowe zrównanie płac osób wysyłanych do pracy za granicę z pracownikami lokalnymi. To sprawi, że firmy z Europy Środkowo-Wschodniej, które obecnie oferują tańsze usługi, przestaną być konkurencyjne. - Polskie firmy stracą. To dla mnie wystarczy, żeby walczyć o ten temat. Powinniśmy ostro działać - mówił podczas niedawnej wizyty w Brukseli wicepremier Mateusz Morawiecki, który wezwał Komisję do wycofania się z propozycji. Podkreślał też, że te zmiany osłabią swobodę świadczenia usług w Unii.
Podobnego zdania jest europosłanka Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, która w Parlamencie Europejskim zajmuje się delegowanymi pracownikami. - Komisja powinna się wycofać. Ta dyrektywa konfliktuje państwa Europy Wschodniej z Europy Zachodniej - mówiła europosłanka PO.
Polska zmontowała koalicję 11 niezadowolonych krajów, a to daje obecnie mniejszość blokującą w systemie nicejskim podejmowania decyzji. Będzie on jednak obowiązywał tylko do marca przyszłego roku, bo wtedy wejdzie w życie system podwójnej większości i głosów do zablokowania zabranie.
Na razie prace utknęły, bo Bruksela przygotowuje odpowiedź na zarzuty 11 krajów. Trwa więc wyścig z czasem i na Komisję wywierana jest presja, by nie zwlekała z odpowiedzią.