Pierwsze szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej rozpoczną się już w maju. Nieważne, że nie ma sprzętu, który dawałbym tym jednostkom realną skuteczność bojową. Tymczasem MON buja w obłokach i planuje zakup broni snajperskiej, która w rękach krótko szkolonych ludzi będzie zupełnie nieprzydatna.
Aktualizacja 2017-04-11 19.49
6 maja ćwiczenia rozpoczną członkowie trzech nowo sformowanych brygad z województw podlaskiego, lubelskiego i podkarpackiego. W przyszłym roku WOT mają już liczyć 35 tys. żołnierzy, a w 2019 r - 53 tys. Wszystko w 17 brygadach ulokowanych w każdym województwie. Ich tworzenie, uzbrojenie, szkolenie i utrzymanie ma kosztować 3,6 mld zł. Nieoficjalnie mówi się, że o wiele więcej.
- Na ten rok zaplanowano wydatki na zabezpieczenie wojsk - pensje i szkolenie na poziomie 265,7 mln zł. Natomiast zakupy sprzętu mają pochłonąć 831 mln zł. Tymczasem w projekcie ustawy powołującej WOT w 2017 r. planowano wydać tylko 630 mln zł - wylicza w rozmowie z WP money Mariusz Cielma, redaktor naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa", który podejrzewa, że plany wydatkowe na kolejne lata też się zmienią.
WOT ma priorytet
Obrona Terytorialna to oczko w głowie ministra Macierewicza. Szef resortu powtarza przy każdej okazji, że nowej jednostki kontynuują tradycje polskiej armii obywatelskiej powoływanej podczas powstań, wojny 1920 r. czy niemieckiej okupacji jako Armia Krajowa.
Rzecz jednak w tym, że aby WOT były skuteczne, potrzebny jest nowoczesny sprzęt, którego wciąż nie ma. - W ostatnim czasie zostały zamówione duże ilości sprzętu strzeleckiego i wyposażenia osobistego, jak mundury, kamizelki i hełmy. Wszystko to miało trafić do wojsk operacyjnych, ale zapewne trafi też do WOT - mówi Michał Likowski, ekspert ds. uzbrojenia i szef specjalistycznego magazynu "Raport".
W jego ocenie najważniejsze zakupy nie zostały wciąż zrealizowane. - Najbardziej brakuje nowoczesnej broni przeciwpancernej. Przenośne wyrzutnie i granatniki to kluczowe wyposażenie tego typu jednostek - mówi Likowski.
Przed żołnierzami długie oczekiwanie
I rzeczywiście, MON podpisał umowę na zakup 2,5 tys. sztuk UKM-2000P, ale dostawa karabinów rozciągnięta jest w czasie. Z informacji udostępnionej przez resort wynika, że trafią one do oddziałów WOT w latach 2017-2019. Raczej mało prawdopodobne, by żołnierze WOT otrzymali ją na ćwiczenia, które rozpoczną się już za niespełna miesiąc.
Na dostawę innego sprzętu trzeba będzie poczekać jeszcze dłużej. Trzeba rozstrzygnąć przetargi, a przede wszystkim stworzyć w ramach PGZ możliwość wytwarzania w Polsce potrzebnego sprzętu. Taki jest warunek zakupów dla WOT: wszystko ma pochodzić z polskich zakładów.
- To rzeczywiście spory problem. Lekka piechota, jaką będzie WOT, musi otrzymać do dyspozycji sprzęt, który będzie połączeniem skuteczności, nowoczesności i prostoty obsługi. Dlatego PGZ proponuje WOT pociski Spike - mówi Cielma.
Ostatecznej decyzji w tej sprawie jeszcze nie ma. W resorcie mają świadomość, że na nowoczesny sprzęt trzeba poczekać. Pod koniec ubiegłego roku MON poinformował, że pierwsze granatniki przeciwpancerne żołnierze dostaną dopiero w 2021 roku. Ciągle analizowane są oferty dostawców z Niemiec, Hiszpanii, Szwecji i Stanów Zjednoczonych.
W sprawie pocisków przeciwpancernych rozmowy będą prowadzone od 29 maja do 21 października. Resort przewiduje, że ten nowy sprzęt pozyskany będzie również z myślą o Wojskach Obrony Terytorialnej.
- Lepiej wygląda kwestia broni przeciwlotniczej. MON złożyło w ubiegłym roku duże zamówienie na naramienne zestawy Piorun. W ramach tego zakupu istnieje przynajmniej częściowa możliwość uzbrojenia WOT w taki sprzęt - mówi Michał Likowski.
Służącym w Obronie Terytorialnej można by oczywiście dać to, co zalega w magazynach i uważać sprawę za zamkniętą. Jednak aby były to jednostki skuteczne, muszą one dysponować nowoczesnym uzbrojeniem. Skoro zamierzamy wydać na WOT miliardy, lepiej zrobić to w sposób właściwy.
- Współczesne armie mają całą masę skutecznego sprzętu ofensywnego. WOT nie jest regularną armią i to jest ich największy problem. Jeżeli dostaną przestarzały sprzęt, nie będą mieli większych szans na polu walki - zauważa Likowski.
**Weekendowe szkolenia**
Pierwszy etap szkolenia WOT, który zacznie się w maju, potrwa 16 dni. Potem przez kolejne lata żołnierze nowych jednostek trenować będą 30 dni w roku (w dni wolne od pracy - nie mniej niż raz w miesiącu przez dwa dni). Dlatego właśnie tym jednostkom tak potrzebny jest nowoczesny sprzęt.
Eksperci podkreślają, że dlatego tak ważne jest, by była to broń, która będzie dobrze wykorzystana, a z tym ich zdaniem bywa różnie. Jako przykład podają zakup broni snajperskiej.
- Na szczęście do tego zakupu jeszcze nie doszło i być może uda się go uniknąć. Chodzi o to, że dobrego strzelca wyborowego nie da się wyszkolić w krótkim czasie. na razie jednak dowództwo naszego wojska przekonuje, że jest to możliwe. Przekonamy się - mówi z przekąsem Likowski.
Również Mariusz Cielma uważa, że ze szkoleniowego punktu widzenia może to być zakup chybiony. - Taką broń muszą obsługiwać wysoko wyspecjalizowani strzelcy. Na poziomie WOT trudno będzie ich znaleźć. Ratunkiem może być grupa pasjonatów, która trenuje strzelectwo wyborowe. Pytanie tylko, czy będą chcieli wejść w skład tej formacji - zastanawia się ekspert.
Przemysł zbrojeniowy jest przeciążony
Innym problemem są możliwości polskich zakładów, gdzie całe uzbrojenie dla Obrony Terytorialnej ma zostać wyprodukowane. - Szkolenie można rozpocząć z pewnymi brakami w sprzęcie, ale duże zamówienia, które trafiają teraz do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, będą problemem. Brakuje mocy produkcyjnych i WOT będą musiały poczekać na dostawę - uważa Likowski.
Na dodatek MON wciąż nie ma planu na zamówienia sprzętu dla WOT. - Ostatnie spotkanie ministra z PGZ pokazuje, że pojawiają się decyzje cząstkowe, ale nie ma całościowej koncepcji na temat tego, jak te wojska mają być wyposażone - wskazuje Cielma.