Money.pl: Klif fiskalny od kilku tygodni ciągnie rynki w dół. Czym dokładnie jest ten klif? Dlaczego tak ważna jest ochrona przed nim?
Ryszard Bugaj, ekonomista, PAN : Jeśli do końca roku w Stanach Zjednoczonych nie dogadają się w sprawie redukcji deficytu budżetowego, to wtedy zacznie się problem. Z początkiem roku wszyscy Amerykanie będą płacić wyższe podatki, a wielu z nich dotkną drastyczne cięcia wszystkich wydatków rządowych.
Już kiedyś w Stanach Zjednoczonych mieliśmy sytuację, kiedy ten impas się przeciągnął i rząd federalny nie mógł realizować swoich normalnych wydatków, łącznie z wynagrodzeniami.
A może klif fiskalny nie jest tak wielkim złem? Peter Schiff, szef Euro Pacific Capital powiedział, że większym zagrożeniem jest unikanie klifu niż dopuszczenie do niego. W końcu klif to _ bezpiecznik _, ograniczający deficyt w przyszłym roku.
Oczywistym jest, że Amerykanie mają olbrzymi deficyt, tylko że trudno ocenić całkowicie negatywnie to, że on ciągle rośnie. Trzeba wejść w fazę takiego gdybania i zadać sobie pytanie, _ co by było, gdyby to zadłużenie nie rosło? _.
Wydaje się, że Stanom Zjednoczonym udało się, jeśli chodzi o recesję, przejść przez nią bardzo tanim kosztem. Oczywiście jest pytanie, _ co potem? Jak wychodzić z długu, który przekracza już 15 bilionów dolarów? _.
Ale jak Pan spojrzy na to z drugiej strony, to znaczy jaka jest cena pieniądza pożyczanego przez Amerykę, to ona jest ciągle bardzo niska, nawet niższa niż była w przeszłości. To znaczy, że rynki nie oceniają przyszłości USA jakoś szczególnie dramatycznie.
Więc mnie się wydaje, że ten postulat, żeby gwałtownie zamknąć możliwość wzrostu długu, to jest postulat, który wynika z bardzo prostego i doktrynalnego myślenia.
Finał tych przepychanek w Kongresie będzie taki, jak ostatnio, czyli kompromis w ostatniej chwili?
Tak, oni to jakoś rozwiążą w ostatniej sekundzie. Teraz jeszcze napinają muskuły, czekają kto pierwszy pokaże słabe nerwy.
A jeśli się nie dogadają? Jakie będą tego konsekwencje dla gospodarki USA i całego świata?
Następstwa tego byłyby straszne. Uznano by wtedy, że gospodarka amerykańska znowu musi popaść w recesję. Gwałtownie wzrosłyby napięcia społeczne. To oznaczałoby konieczność ograniczenia zatrudnienia w administracji państwowej i w szeroko rozumianym sektorze rządowym. Reakcje na brak porozumienia na rynkach musiałby być dramatyczne.
Amerykańscy politycy wiedzą jednak, że muszą uniknąć klifu fiskalnego, czyli tej jednoczesnej podwyżki podatków dla wszystkich i radykalnych cięć wydatków rządowych.
Skoro rozmawiamy o tym, co może się stać, to mam pytanie o Pana prognozy na 2013 rok. Co stanie się z naszą gospodarką?
Utrzymuje się bardzo duża niepewność. Jest mnóstwo sygnałów świadczących o tym, że czeka nas stagnacja wzrostu w Europie Zachodniej. Jeżeli dodamy do tego także dwie inne kwestie, czyli spadek nakładów inwestycyjnych w sektorze publicznym i to, że konsumenci się przestraszyli i zatrzymała się konsumpcja, to mogę spokojnie stwierdzić, że jest mało prawdopodobne, żebyśmy osiągnęli wzrost na poziomie 2,2 proc. jak zakłada budżet.
Są dwie strony, po których mamy dwie różne opinie dotyczące przyszłego roku. Pierwsza jest taka, że będzie _ strach i zgrzytanie zębami _, a druga zakłada _ nie będzie tak źle _. Po której stronie Pan by stanął?
Określenie _ nie będzie tak źle _ jest bardzo względne, a po drugie nie chcę powiedzieć, że puka do naszych drzwi armagedon. Może stanąłbym pośrodku. Uważam, jak mówiłem przed chwilą, że nie osiągniemy wzrostu 2,2 proc. PKB, ale nie sądzę także, żebyśmy popadli w recesję.
Niemniej, jeżeli stopa wzrostu będzie w okolicy 1 proc., to gwałtownie zaostrzą się problemy społeczne, ekonomiczne czy polityczne. Trudno będzie znaleźć jakąkolwiek perspektywę dla ograniczenia deficytu.
Piątkowe dane GUS pokazały, że mamy kolejny wzrost liczby osób bez pracy. W listopadzie stopa bezrobocia wyniosła 12,9 procent. To więcej o 0,4 punktu procentowego niż przed miesiącem oraz o 0,1 punktu więcej od prognoz analityków. To jest kolejny dowód na to, że ciężki rok przed nami?
Swoim studentom zawsze mówię, że te wskaźniki nie są aż tak precyzyjne. Na różnicę w wysokości 0,1 proc. należy machnąć ręką. Poza tym 12,9 to nie jest aż tak straszny wynik, można się było liczyć z tym, że bezrobocie wyraźnie przekroczy 13 procent.
To, że przekroczy jest niemal pewne?
Niestety tak. Tym bardziej, że mamy do czynienia z działaniami przedsiębiorców, polegającymi na tym, że oni nie dostosowują wielkości zatrudnienia do rzeczywistych potrzeb. Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę z tego, że jeżeli potem sytuacją będzie się poprawiać, to będą mieli poważny koszt ponownego zatrudnienia.
Z kolei jeśli przychodzi druga faza, to możemy mieć do czynienia z taką nadreakcją, to znaczy uderzenie bezrobocia może być spore. Obawiałbym się, że jeśli będziemy mieli bardzo niską stopę wzrostu gospodarczego, to ta nadreakcja może nastąpić.
I jaki poziom osiągnie bezrobocie w 2013 roku?
Uważam, że wyrównane bezrobocie za przyszły rok wyniesie 14 procent.
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Tusk wie, co uchroni nas przed spowolnieniem gospodarczym - _ Podjęliśmy działania mające nie dopuścić recesję do bram naszej ojczyzny _- powiedział premier, komentując dzisiejsze dane GUS. | |
Fatalne dane. Polska gospodarka ostro hamuje Główny Urząd Statystyczny opublikował najnowsze informacje o Produkcie Krajowym Brutto. | |
Doradca premiera ujawnia, co czeka Polskę Jan Krzysztof Bielecki: _ W przyszłym roku polska gospodarka może rozwijać się w tempie nawet 3 proc., jeżeli... _ . |