Zatrzymani przedwczoraj urzędnicy z Ministerstwa Finansów zarabiali krocie na pisaniu przepisów podatkowych specjalnie pod gangsterów. Pisali je tak, by tworzyć luki prawne, o których wiedzieli tylko oni - dowiedział się "Dziennik".
Policja ma dowody na to, że urzędnicy zarobili przynajmniej milion złotych. Mózgiem grupy był Sławomir M., główny legislator ministerstwa. To on miał pisać przepisy, proponować rozwiązania podatkowe i tworzyć luki prawne.
Jego wspólnicy byli konsultantami i ekspertami w pracach sejmowych i senackich komisji finansowych, znali posłów i polityków.
Urzędnicy tworzący prawo podatkowe konstruowali przepisy, zostawiając ukryte luki prawne. Wiedzę, jak z nich korzystać udostępniali za grube łapówki. Za opłatą umarzali także zaległe podatki.
Z informacji gazety wynika, że ich klientami byli między innymi: jeden z najbogatszych ludzi w Polsce, znany polityk lewicy ze wschodniej Polski, właściciel olbrzymiej firmy spożywczej i mafiosi związani z "Pruszkowem".
O sprawie miało wiedzieć wiele osób. Jeden z warszawskich prawników specjalizujących się w finansach powiedział "Dziennikowi", że po raz pierwszy usłyszał o tym 10 lat temu. Jego klientom ktoś zaproponował umorzenie 600 tysięcy złotych podatku w związku ze zbyciem nieruchomości.