Energetyczny szantaż to znana już strategia Putina. Skoro odcięcie gazu Polsce poprzez odcięcie korytarza Jamalskiego nie przyniosło spodziewanego efektu, uderzenie Kreml skierował w Niemcy, jedną z ważniejszych gospodarek UE. Rosja działa jednak pod przykryciem, tłumacząc przerwę w dostawach przez Nord Stream 1 konserwacją rurociągu. Do tego Gazprom uprzedza, że przez "siłę wyższą" kurek może pozostać zakręcony.
Komisja Europejska przekazała w poniedziałek, że nie spodziewa się, że gazociąg Nord Stream 1 wznowi pracę 21 lipca, czyli po przewidzianym 10-dniowym okresie dorocznej konserwacji. We wtorek doszło jednak do zwrotu. Jak podała agencja Reutera, NS1 zaczął działać, ale z bardzo ograniczoną mocą.
Strategia Kremla? Podsycanie niepewności
- To oczywista gra. Strategia podsycania niepewności. Władimir Putin nie jest partnerem biznesowym, może zakręcić gaz, kiedy tylko zechce - stwierdza rozmowie z money.pl Maciej Miniszewski, analityk zespołu energii Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Polscy analitycy nie mają wątpliwości, że nie ma innych "nadzwyczajnych" okoliczności wstrzymania przesyłu przez pierwszą nitkę gazociągu Północnego NS1, jak wojna energetyczna, którą od jesieni ubiegłego roku toczy Rosja z Europą, oraz odpowiedź na zachodnie sankcje i wsparcie broniącej swej niepodległości Ukrainy.
"Nie ma siły wyższej. Gazprom ma wolne moce przesyłowe w gazociągach idących przez Ukrainę czy Polskę" - stwierdza w komentarzu na Twitterze dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Adam Eberhardt.
Czy Władimir Putin na powrót odkręci kurek? "To jest konsekwencja sankcji, nie ma w tym nic umyślnego. Ta kwestia nie ma z nami nic wspólnego" - zarzekał się rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, cytowany przez Reutera. Wszystko stanie się jasne już w czwartek, kiedy opadną wszelkie maski.
Wywołać reakcję łańcuchową
Niemcy odbierali rocznie 55 do 65 mld m sześc. gazu poprzez Nord Stream 1. Kryzys energetyczny, jaki na jesieni zaprojektował dla Europy gospodarz Kremla, sprawił, że Niemcy stanęły przed koniecznością zwiększenia dostaw do kraju, którego gospodarka zużywa około 80 mld m sześc. gazu rocznie.
Magazyny wciąż nie są w pełni zapełnione, a wojna w Ukrainie oraz będące jej konsekwencją sankcje podbiły ceny na rynkach i drastycznie podbiły zapotrzebowanie. Zamknięcie dopływu tańszego gazu z Rosji poprzez NS1 do Niemiec może jeszcze bardziej skomplikować sytuację przed nadchodzącą zimą, która według analityków może się okazać surowa w związku z ograniczeniami dostaw, ceną surowca i koniecznością redukcji jego zużycia.
Niemieckie władze już apelują o oszczędność, w niektórych landach zapadają decyzje o wygaszaniu świateł na ulicach, zamykaniu basenów, a nawet - na ograniczaniu dostaw ciepła. Kryzys energetyczny 2022 roku już porównuje się do największego szoku naftowego lat '70, o czym pisaliśmy w money.pl.
Według cytowanej przez "Financial Times" analizy doradcy ministerstwa finansów Niemiec, Toma Krebsa, kryzys energetyczny może kosztować Niemcy spadek PKB - w różnych scenariuszach - od 5,2 do 12 proc.
- Oczywiście ewentualne odcięcie NS1 najbardziej odczują Niemcy, ale ich gospodarka połączona jest europejską. Recesja w tym kraju na zasadzie naczyń połączonych odbije się również na innych krajach. EBC i KE szacują, że spadek spożycia gazu o 30 proc. to utrata 2 pkt proc. aktywności gospodarczej - stwierdza Maciej Miniszewski, analityk PIE. Podkreśla, że kłopoty Niemiec nie będą lokalnym problemem, ale wywołają reakcję łańcuchową w UE.
Problem dotknie też Polskę
Potwierdza to również w rozmowie z money.pl Janusz Steinhoff, były minister gospodarki i ekspert BCC. - Jeśli Niemcy nie będą mieli gazu, to i nas to dotknie - zaznacza. Za przykład wskazuje polskie firmy produkujące choćby części dla niemieckiego przemysłu samochodowego. - To najbardziej jaskrawe przełożenie, ale oczywiście nie jedyne - zaznacza.
Bliskie połączenie gospodarcze z Niemcami powoduje, że problemy mogą dotknąć również Polskę. Nie tylko nie skorzystamy z połączeń handlowych, ale również nie skorzystamy ze wsparcia energetycznego z tej strony - zaznacza analityk PIE. - Kiedy magazyny nie osiągną odpowiedniego pułapu, a bez NS1 będzie to problem, będzie to skutkować wprowadzeniem trzeciego stopnia alarmowego i uruchomieniem procedur SOS.
To rozporządzenie reguluje zasady dzielenia się zapasami gazu w razie kryzysu. Jak wyjaśnia Miniszewski, wówczas będzie to oznaczać konieczność wsparcia Niemiec mocą. Tymczasem Polska tylko w lipcu i czerwcu sprowadzała odpowiednio 29 proc. i 31 proc. mocy z gazu rosyjskiego w ramach zabezpieczenia z Niemiec.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dr inż. Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych w rozmowie z money.pl zwraca uwagę, że system gazowy w UE nie jest samotną wyspą i wzajemnie na siebie oddziałuje. Jednak ma też możliwości reagowania. Unia Europejska jest związana traktatami o solidarności energetycznej, szczególnie mocno, kiedy kraje unijne zostają odcięte od dostaw jednego dostawcy - w naszym przypadku Rosji.
- Brak gazu ziemnego dla Niemiec jest właśnie takim przypadkiem (to także Włochy, Austria, czy wcześniej jak Polska, Bułgaria). To celny cios wymierzony w jedność Unii, w gospodarkę, w przemysł chemiczny, który jest zdecydowanym liderem w świecie, także przed Stanami Zjednoczonymi. Stąd niepokój w Polsce jest uzasadniony i jak rozumiem, mimo okresu wakacyjnego, pełni lata, prowadzone są rozmowy uzgodnienia co do działań krajów unijnych wobec tych ciosów (bo to także dotyczy ropy naftowej, węglowodorów) - zaznacza Andrzej Sikora.
Jak zaznacza, Niemcy nagle, z dnia na dzień, muszą zastąpić ok. 70 mld m sześc. gazu rosyjskiego. Jednak cała Europa powinna się przygotować na konsekwencje. Stąd też konieczne oszczędzanie, a po drugie, zapasy na wypadek ciężkiej zimy.
- Zwłaszcza należy przygotować przedsiębiorstwa, które nie mają wyboru i muszą korzystać z gazu ziemnego - zaznacza prezes Instytutu Studiów Energetycznych. - W przypadku Polski z gazu nie muszą korzystać obie rafinerie: potrzebny im wodór mogą robić z gazów rafineryjnych. To jest droższy proces, ale wykonalny. W przypadku polskich rafinerii mówimy o dodatkowych kosztach rzędu 1-1,5 mln złotych dziennie - zaznacza.
Czeka nas szok? Czas zmienić architekturę kontraktów
Ewentualne odcięcie Niemiec od rosyjskiego gazu z NS1 wywoła szok w Europie? Mariusz Ruszel, prezes Instytutu Polityki Energetycznej im. I. Łukasiewicza, przekonuje, że to bardzo przesadzony scenariusz. Jak argumentuje, opiera się głównie na założeniu, że brak dostaw z Rosji jest jednoznaczny z deficytem gazu w ogóle.
- Cała UE konsumuje około 400 mld m sześc. gazu rocznie. Zakładając odcięcie dopływu poprzez Nord Stream 1, przy jednoczesnym zapewnieniu dostaw z każdego innego kierunku, to według wyliczeń KE, zabraknie poniżej 5 proc. surowca. Czy to dużo? Może to oznaczać, że zimą kilka koncernów branży chemicznej zmniejszy moce produkcyjne o 5-6 proc. – zauważa w rozmowie z money.pl dr hab. Mariusz Ruszel, prof. Wydziału Zarządzania Politechniki Rzeszowskiej im. I. Łukasiewicza.
Jak podkreśla, nie można dać się ponosić emocjom. - Potrzeba chłodnej kalkulacji. Suma wszystkich punktów wejścia do niemieckiego systemu gazowego daje 310-330 mld m sześc. Jeśli odejmiemy te 55 czy 65 mld m sześc., jakie realnie płyną przez gazociąg NS1, to zostaje od 255 mld m sześc. do 265 mld m sześc. – szacuje prezes IPE
Według niego zamknięcie Nord Stream 1 nie oznacza apokalipsy, ale będzie wymagać od rządu w Berlinie zmiany podejścia. - Niemcy konsumują około 85-90 mld m3 rocznie. Nie zgadzam się z narracją, że nie mają innego wyjścia, jak kierunek rosyjski, a odcięcie NS1 będzie niosło za sobą katastrofalne skutki. Wciąż wolne moce ma gazociąg Europipe2 z Norwegii. To doskonała okazja, aby zmienić architekturę kontraktów gazowych, ostatecznie rezygnując z dostaw Gazpromu na rzecz innych kierunków - zaznacza ekspert.
Zgadza się z argumentem, że cena tego gazu może być wyższa, co zaboli gospodarkę Niemiec, która do tej pory korzystała z taniego rosyjskiego gazu, ale apeluje o rozsądne podejście do wyzwania, przed jakim postawiona została Europa i ważna dla niej gospodarka Niemiec.
- Straszenie obywateli brakiem ciepła, noclegami w specjalnych ogrzewanych zbiorowych halach jest nie do końca wiarygodne. Zejdźmy na ziemię. Policzmy wolne moce na terminalach LNG w Holandii, we Włoszech oraz interkonektorach gazowych łączących je z Niemcami. Dostęp do surowca Niemcy mogą mieć. Niemcy obawiają się, że stracą dostęp do taniego gazu, na rzecz droższego z innych źródeł. Rosyjski gaz nie jest jedynym wyjściem – przekonuje dr hab. Mariusz Ruszel.