- Uważam, że w dobie ogromnej tragedii gospodarczej oraz ekonomicznej, pieniądze ze świadczenia "500+" powinny zostać czasowo przekazywane na fundusz wsparcia polskich przedsiębiorców, którzy cierpią z powodu COVID-19 - napisał na swoim facebookowym profilu, lekarz Bartosz Fiałek.
O swoim pomyśle opowiedział reporterowi Wirtualnej Polski Klaudiuszowi Michalcowi.
Konto reumatologa obserwują tysiące internautów. Lekarz często zabiera głos w dyskusji dotyczącej metod walki z pandemią i sam z nią również walczył w pierwszej linii na oddziale covidowym.
Jak dodał Fiałek, sam dostaje 500 zł miesięcznie na swoją córkę, ale w obecnej trudnej sytuacji gospodarczej, "chętnie dołoży się dla upadających polskich przedsiębiorstw".
Gdyby rząd rzeczywiście zdecydował o czasowym wstrzymaniu świadczenia 500+, to jakie środki mógłby przekazywać na wsparcie firm? W budżecie na 2021 r. na wypłatę 500+ przeznaczono 41,1 mld zł. Miesięcznie daje to 3,4 mld zł.
To niemała kwota, bo jak przed tygodniem poinformował ZUS, dotychczasowe wydatki wynikające ze zwolnienia z opłacania składek osiągnęły pułap 13 mld zł. Na tzw. postojowe od początku pandemii poszło już 5,5 mld zł.
W sumie więc ZUS przeznaczył przez rok na wsparcie firm 18,5 mld zł. Czyli nawet nie połowę tego co rocznie kosztuje nas wszystkich 500+.
Na początku roku rząd poinformował, że ze wszystkich tarcz PFR i innych form wsparcia do przedsiębiorców (nie licząc kosztów ZUS) trafiło łącznie 144 mld zł. Daje to ok. 14,4 mld zł miesięcznie, przyjmując, że wsparcie zaczęło się w marcu 2020 r.
"Bez tego można żyć"
Zatem dodatkowe 41 mld zł rocznie i 3,4 mld zł miesięcznie czyniłoby znaczącą różnicę. Zdania ekonomistów na temat pomysłu Fiałka są jednak podzielone.
- Już wcześniej pojawiały się głosy ekonomistów, że w tak trudnych warunkach ekonomicznych i potrzeb służby zdrowia, wydatki konsumpcyjne, które nie są niezbędne, można zawiesić. Mówiąc wprost, bez tego można żyć. Bez 500+ przetrwamy - mówi money.pl ekonomista, prof. Witold Orłowski.
Zaznacza jednak, że - pomijając kwestię dyskusji o słuszności pomysłu lekarza - nie sądzi, żeby rząd pozwolił na zamrożenie 500+. Jego zdaniem to program zbyt ważny dla wyborczych sondaży.
- Moim zdaniem ekonomia polityczna weźmie tu górę nad jakakolwiek logiką - ocenia Orłowski.
Dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, wykładowca na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, proponuje szersze spojrzenie. Jak przypomina, 500+ wspiera konsumpcję, co jest niezwykle ważne. Ponadto to świadczenie jest niezwykle istotne dla części polskich rodzin, które wymagają takiego wsparcia.
- Jeśli zatem odbierze się pieniądze tym ludziom, to oni znajda się w trudnej sytuacji. Dlatego zaproponowałabym przywrócenie kryterium dochodowego przy wypłacie świadczenia na drugie i każde kolejne dziecko w rodzinie. Tak, by 500+ dostawali tylko potrzebujący. Nie widzę podstaw żeby w obecnej trudnej sytuacji gospodarczej świadczenie to nadal dostawali wszyscy rodzice - ocenia Starczewska-Krzysztoszek.
Gdyby rządzący zdecydowali się na powrót do kryterium dochodowego, to środki, które można byłoby przeznaczyć dla firm, byłyby o ok. 20 mld zł mniejsze.
500+ wypłacane jest od 1 kwietnia 2016 roku, na początku jedynie na drugie i kolejne dziecko. Do kwietnia 2019 roku program kosztował budżet państwa prawie 68 miliardów złotych, czyli około 20 mld zł rocznie. W pierwszym roku obowiązywania kwota była nieco niższa, 17 mld zł, potem rocznie wydawaliśmy na to z budżetu ok. 22-24 mld zł.
Koszt programu skoczył, kiedy ustawa z 2019 r. pozwoliła wypłacać świadczenie na każde dziecko. Obecnie kosztuje budżet wspomniane 41,1 mld zł.
Dla Marcina Kędzierskiego, głównego ekonomisty Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, nie ma wątpliwości, że wstrzymanie wypłaty tych pieniędzy, nie będzie oznaczało niczego dobrego.
- To bardzo zły pomysł. W pandemii głównie wspieramy przedsiębiorców. Oczywiście nie do wszystkich pieniądze trafiają, ale nie ma wątpliwości, że w najmniejszym stopniu trafiają one do pracowników. Dla nich, szczególnie gdzieś w małych miejscowościach, jest to pozycja niezbędna w domowym budżecie - zwraca uwagę.
O pomysł Bartosza Fiałka pytaliśmy, rząd, Ministerstwo Rozwoju, resort rodziny, Ministerstwo Zdrowia. Odpowiedź przyszła tylko z tego ostatniego.
- Z całym szacunkiem, ale myślę, że ostatnią rzeczą, jaką teraz należy czynić, to stawiać propozycje, które będą skłócały różne grupy społeczne, a tak odbieram tę sugestię. Prosiłbym o rozwagę w tej kwestii. Nakłady na służbę zdrowia w ostatnich latach rosną bardzo szybko, a w dobie epidemii nikt nie stawia granicy w transferach do służby zdrowia - mówi money.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.