W piątek (28 lipca) Sejm miał głosować nad uchwałą Senatu, który zdecydował o całkowitym odrzuceniu projektu ustawy Prawo geologiczne i górnicze. Dość nieoczekiwanie jednak wniosek w ostatniej chwili zniknął z porządku obrad posłów. Na razie więc głosowanie w tej sprawie zostało odroczone.
Senatorowie, samorządy i organizacje obywatelskie są zaniepokojone nowym pomysłem rządu. Przygotowali wniosek o natychmiastowe wstrzymanie dalszych prac nad zmianami w prawie górniczym. W sieci zbierane są również podpisy pod obywatelskim sprzeciwem dla zapisów tej ustawy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rozsądek kontra dyscyplina partyjna"
Jak wskazują autorzy obywatelskiego protestu, jednym z punktów zapalnych ustawy jest otworzenie furtki prawnej przedsiębiorstwom, które emitują do atmosfery znaczne ilości gazów cieplarnianych.
Technologia zatłaczania dwutlenku węgla pod ziemię – czyli z ang. CCS (Carbon Capture Storage) – bo o niej w przepisach jest mowa, mimo że wciąż jest bardzo kosztowna, staje się coraz popularniejsza w Europie i bardziej opłacalna niż kupowanie praw do emisji CO2.
Cena emisji tony CO2 sięga obecnie już 100 euro, a wkrótce – jak wskazują analitycy – ma się podwoić, by w 2040 r. osiągnąć poziom nawet 400 euro za tonę.
Polska emituje rocznie ok. 130 mln ton tego gazu do atmosfery. Problem jest więc poważny.
Jednak zdaniem inżynier ochrony środowiska i ekspertki z Centrum Zrównoważonego Rozwoju Elżbiety Adamskiej, która również uczestniczy w opisanej akcji obywatelskiej, dużo poważniejszym od pieniędzy problemem są zagrożenia, jakie ta technologia może ze sobą nieść dla zdrowia i życia ludzi.
W ubiegły czwartek tuż przed posiedzeniami komisji sejmowych Adamska rozesłała do posłów partii PiS maila, który zaczyna się słowami: "dyscyplina głosowania nie może być ważniejsza od zdrowego rozsądku i rozumu".
Jak zwraca uwagę nasza rozmówczyni, poważne autorytety badawcze w kraju i na świecie wskazują, że zatłaczany pod ziemię dwutlenek węgla może rozpuszczać niektóre rodzaje skał i przedostawać się do podziemnych wód, skażając je oraz wydostawać się na powierzchnię ziemi.
Może on być również przyczyną eksplozji i trzęsień ziemi.
Z kolei nieżyjący już dziś prof. Stanisław Ostaficzuk z Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią Polskiej Akademii Nauk podkreślił, że wychwytując CO2 z atmosfery – co ma miejsce przy tym procesie – automatycznie redukujemy również ilość tlenu.
– Z każdą toną wychwyconego z atmosfery CO2 usuwamy aż 2,7 tony tlenu – powiedział w wywiadzie dla "Energii Gigawat" i dodał, że "idea usuwania tlenu z atmosfery i jednocześnie wprowadzanie do górotworu gigantycznych ilości dwutlenku węgla prowadzi do ślepego zaułku".
Niebezpieczne sąsiedztwo
Jak podkreśla Teresa Adamska, nikt nie chce mieszkać w pobliżu podziemnego składowiska dwutlenku węgla, który możne okazać się tykającą bombą ekologiczną.
Wyraz temu dały już dziesięć lat temu łódzkie samorządy, które sprzeciwiły się prekursorskiej inwestycji koncernu PGE.
Koncern, do którego należy Elektrociepłownia Bełchatów, podjął w 2009 r. decyzję o budowie podziemnego składowiska dwutlenku węgla za 600 mln euro. Gaz miał być dostarczany gazociągiem aż pod Kutno, jednak do realizacji ostatecznie nie doszło.
W 2013 r. PGE poinformowało, że z powodu braku gwarancji dla finansowania inwestycji oraz opóźnień w realizacji unijnych przepisów dotyczących CCS, zamyka ten projekt.
Czy po zmianach w ustawie do niego wróci? Zapytaliśmy o to w ubiegły poniedziałek biuro prasowe PGE, ale do czwartku nam nie odpowiedziało.
Czy jesteśmy skazani na składowiska?
W piśmie adresowanym do marszałek Sejmu Elżbiety Witek eksperci wskazują, że "Polska może stać się krajem podziemnych składowisk spalin. Obecnie w wielu miastach Polski toczy się batalia o lokalizację ok. 70 nowych spalarni odpadów" - czytamy.
Z mapy opracowanej na zlecenie rządu jeszcze w 2012 r. przez Państwowy Instytut Geologiczny wynika, że na terenie kraju istnieje aż dziewięć lokalizacji, w których – pod względem warunków geologicznych – będzie można umiejscowić takie podziemne magazyny dwutlenku węgla.
Analityk z zespołu klimatu i energii w Polskim Instytucie Ekonomicznym Maciej Miniszewski mówi, że rozumie ludzi, którzy boją się nowej technologii, ale jest ona rekomendowana w celu osiągnięcia zeroemisyjności przez międzynarodowe organizacje, takie jak np. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE).
– Żyliśmy w przekonaniu, że inwestycje w energię odnawialną będą wystarczające dla osiągnięcia neutralności klimatycznej. Oczywiście, należy wspierać inwestycje w zieloną energię, ale to nie wystarczy – uważa analityk.
Przyznaje, że CCS nie było dotąd rozpowszechnione na świecie (poza krajami, które wykorzystywały tę technologię do wydobywania ropy naftowej i gazu ziemnego – przyp. red.), ale trend ten radykalnie się teraz zmienił.
Według MAE globalnie w ciągu najbliższych ośmiu lat, z obecnych 46 megaton CO2 wychwytywanych z atmosfery, wejdziemy na poziom ponad 300 megaton rocznie (w samej Europie zdolność przechwytywania wzrośnie z 2,4 do 95 Mt CO2).
Z kolei zdaniem Andrzeja Rubczyńskiego, eksperta ds. strategii ciepłownictwa z Forum Energii, otwarcie się Polski na technologię CCS, przy naszym systemie energetycznym opartym na węglu, było nieuniknione.
Technologia ta nie będzie jednak jego zdaniem wykorzystywana na masową skalę, gdyż najbardziej energochłonne bloki węglowe są już bardzo wyeksploatowane i tak będą stopniowo wygaszane.
Nasz rozmówca uważa, że bardziej niż na doraźnej pomocy wysokoemisyjnym jednostkom, rząd powinien skupić się na działaniach redukujących zużycie dwutlenku węgla w naszej gospodarce.
Natychmiastowe zmiany powinny objąć m.in. cały sektor ciepłownictwa i ogrzewnictwa, który emituje rocznie 60 mln ton CO2 do atmosfery.
Płyniemy z nurtem. Robimy jak inni
Również Ministerstwo Środowiska i Klimatu przyznaje, że "obecnie wprowadzane zmiany mają na celu ułatwienie prowadzenia inwestycji CCS".
"Powodem wprowadzanych zmian jest realizacja celów polityki klimatycznej dążącej do gospodarki zeroemisyjnej oraz poprawa konkurencyjności polskich przedsiębiorstw z branż wysokoemisyjnych" – napisano w komunikacie prasowym.
Zaznaczono, że instalacje oparte na technologii CCS buduje obecnie wiele państw: Chorwacja, Holandia, Wielka Brytania, Dania i Norwegia.
Ponadto projekty w fazie wstępnej – studialnej rozwijane są we Francji, Belgii, Irlandii, Włoszech i Szwecji.
Resort podkreśla też, że obowiązujące obecnie przepisy zabraniają podziemnego składowania CO2 na obszarach ujęć wody i zbiorników wód śródlądowych, a także na obszarach górniczych utworzonych dla solanek, wód leczniczych i termalnych.
Składowisk nie można również lokalizować na obszarach zwiększonej aktywności tektonicznej i sejsmicznej oraz na przebiegu strefy uskokowej.
Ponadto, takie podziemne składowisko może zostać zlokalizowane wyłącznie w obrębie formacji geologicznych, które stanowią naturalną barierę geologiczną chroniącą przed ewentualnym wyciekiem CO2.
Musi być stale monitorowane, a jego operator musi posiadać specjalny fundusz ubezpieczeniowy na wypadek ekologicznej katastrofy.
Jak dodano, obowiązujące obecnie rozporządzenie ministra klimatu dopuszcza lokalizację takiego składowiska teraz tylko na Bałtyku.
Cała ustawa do kosza
Powodem, dla którego Senat odrzucił projekt ustawy w całości, był głównie przepis wprowadzający nowe pojęcie tzw. złoża strategicznego. O tym, czy dana kopalina spełnia to kryterium, będzie decydować wyłącznie Główny Geolog Kraju.
Na obszarze, gdzie takie złoże występuje – właściciele gruntu nie mogliby go zabudowywać, a to oznacza zmniejszenie wartości takich nieruchomości oraz paraliż inwestycyjny dla samorządów.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl