Pozostająca od 14 lat w opozycji Partia Pracy odniosła zwycięstwo w czwartkowych wyborach do Izby Gmin. W piątek jej lider Keir Starmer otrzymał od króla Karola III misję utworzenia rządu. Laburzyści zdobyli 412 mandatów w 650-osobowej niższej izbie brytyjskiego parlamentu.
Starmer nie cieszy się wielką popularnością wśród Brytyjczyków, ale przyszły premier Wlk. Brytanii ma jedną zaletę - nie należy do konserwatystów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Brexit gwoździem do trumny?
- Partia Pracy u władzy to nie jest dobra wiadomość, ale z dwojga złego są lepsi od konserwatystów. Aktualnie jest bardzo wiele rzeczy do poprawy - uważa Tomasz, który od wielu lat mieszka w Londynie i ma brytyjskie obywatelstwo.
Kuba Oleksak z serwisu polishexpress.co.uk ocenia, że dziedzictwem 14 lat rządów torysów jest brexit, który "przez dekady" będzie kładł się cieniem na gospodarce oraz polityce kraju.
To już wystarczyłoby, aby torysom pokazać "czerwoną kartkę" w wyborach parlamentarnych. A przecież dochodzi jeszcze kryzys kosztów życia. Brytyjczycy pamiętają momentami dramatyczny wzrost wysokości rachunków za energię i puste półki w sklepach, aferę "partygate" podczas pandemii Covid-19, która oburzyła opinię publiczną i katastrofalny mini-budżet Liz Truss - mówi Oleksak.
Pogorszenie jakości życia w ostatnim czasie potwierdza Adriana Chodakowska, redaktor naczelna serwisu londynek.net, która mieszka w Londynie od 20 lat. Jej zdaniem wpływ na to miał brexit oraz Covid-19.
Rok temu naukowcy z London School of Economics oszacowali, że brexit uderzył w kieszenie obywateli. Dodatkowe bariery w imporcie żywności z UE spowodowały wzrost rachunków średnio o 250 funtów.
Agencja Bloomberga wskazała w marcu, że "niemal pod każdym względem gospodarczym i finansowym" brexit był katastrofą dla Wlk. Brytanii.
- Laburzyści, mówiąc o podwyższeniu standardów życia, trafiają w czuły punkt Brytyjczyków. Szerokim echem w brytyjskich mediach odbiły się słowa Donalda Tuska, że Polacy za pięć lat będą bogatsi od Brytyjczyków. Proszę sobie wyobrazić, jak wszędzie zawrzało, że "wschodnioeuropejski kraj" ma przegonić gospodarczo dumny Albion - przypomina Chodakowska.
Jednak zdaniem dziennikarki "zwiększenie dobrostanu obywateli, obiecywane przez laburzystów, jest graniem na emocjach wyborców".
Ekonomia nie jest z gumy i mając z jednej strony problem z bezrobociem, a z drugiej - brak rąk do pracy i rekordową liczbę osób pobierających zasiłki i nieaktywnych zawodowo, trudno nagle stać się znowu jedną z największych gospodarek świata - uważa Chodakowska.
Drożyzna uderza w Brytyjczyków
Dlatego Partia Pracy zapowiedziała, że "podniesie standard życia". Laburzyści chcą więcej wydać na służbę zdrowia, szkoły i mieszkalnictwo. Jakub Krupa, dziennikarz z wieloletnim stażem w Wlk. Brytanii, zauważył na platformie X, że "Brytyjczycy kończą kadencję parlamentu biedniejsi, niż byli na jej początku". Także część wyborców torysów uważa, że jest gorzej.
Półtorej dekady polityki zaciskania pasa mocno odbiło się na portfelach i jakości życia we wszystkich sferach. Niech miarą tego, w jakim stanie kraj zostawiają torysi, będzie fakt, iż Wielka Brytania stała się 'liderem', jeśli idzie o kwestię przyrostu ubóstwa wśród dzieci, jak wynika ze wspólnego badania UNICEF i OECD. UK plasuje się niemal na samym dnie, ze wzrostem tego wskaźnika o 20 proc. - zauważa Kuba Oleksak z polishexpress.co.uk.
Adriana Chodakowska dodaje, że mieszkańcy są zmęczeni drożyzną, problemami w NHS (narodowej służbie zdrowia) i nadmierną imigracją. - Kłopoty w NHS nasilają się, lekarze i pielęgniarki strajkują, a szpitale, które miały być dofinansowane na szeroką skalę po brexicie, jak obiecywali politycy lobbujący za wyjściem z UE, mają wielomiesięczne zaległości w wykonywaniu zabiegów i operacji - podkreśla.
Nasi rozmówcy zauważają, że co prawda inflacja na Wyspach spadła, ale wciąż jest drogo, a ekonomiści szacują, że ceny będą rosnąć.
Żywność i czynsze to główna bolączka, dlatego niemieckie dyskonty Aldi i Lidl robią na Wyspach furorę, wygrywając rankingi najtańszych supermarketów - mówi Chodakowska.
W Wlk. Brytanii standardem jest "shrinkflacja", czyli zmniejszenie rozmiaru czy wagi produktu przy zachowaniu tej samej ceny. Z tym procederem mamy też do czynienia w Polsce, o czym pisaliśmy na money.pl.
- Opłaty za mieszkanie i energię tak poszły w górę, że nie tylko wielu rodzin i emerytów nie stać na życie, ale także wielu Polaków od lat mieszkających tutaj rozważa powrót do kraju. Za wynajem pokoju w Londynie trzeba zapłacić ok. 1 tys. funtów miesięcznie, wynajem dwupokojowego mieszkania to koszt minimum 2,5 tys. funtów, a ceny zależą głównie od lokalizacji, odległości od stacji metra - wylicza nasza rozmówczyni.
Ceny rosną, zarobki nie
Rosnące koszty życia są sporym problemem, gdy zarobki stoją w miejscu. Kuba Oleksak zwraca uwagę na analizę Trades Union Congress, z której wynika, że realne płace spadły do poziomu niższego niż w 2008 r., gdy wybuchł międzynarodowy kryzys finansowy.
- Gdyby, jak policzyli eksperci TUC, zarobki Brytyjczyków rosły w tempie sprzed kryzysu, to przeciętny pracownik w Wlk. Brytanii miałby w portfelu o 10,4 tys. funtów rocznie więcej w ujęciu realnym - podkreśla Oleksak.
W jaki sposób Starmer chce poprawić jakość życia przeciętnego Brytyjczyka? Gdzie znajdzie pieniądze na szkolnictwo czy program mieszkaniowy, który zakłada budowę 1,5 mln nowych mieszkań?
Nowy premier mówi m.in. o wprowadzeniu specjalnego podatku dla najbogatszych, co nie podoba się samym zainteresowanym, którzy grożą, że przeniosą biznes gdzie indziej. Lewica zapowiedziała też obniżenie rachunków za energię. Zapłacić mają za to giganci naftowi i gazowi w ramach podatku od zysków nadzwyczajnych (tzw. windfall tax).
Partia Pracy uzyska ok. 7,4 mld funtów przez podwyżkę podatków w ramach windfall tax, zniesienie zwolnienia z podatku VAT w ramach usług edukacyjnych oraz zwiększenie obciążenia podatkowego w ramach 'non-dom' (osoba, której stałe miejsce zamieszkania znajduje się poza Wielką Brytanią dla celów podatkowych - przyp. red.) obywateli brytyjskich mieszkających poza UK - wylicza Oleksak.
Jego zdaniem najbogatsi wyższego podatku jednak nie zapłacą.
- Podatki dla najbogatszych nie rozwiążą problemu, a system świadczeń socjalnych wymaga gruntownych zmian, bo jest nie tylko często nadużywany, ale też tak skonstruowany, że pomoc często nie trafia tam, gdzie powinna. Laburzyści ogólnikowo zaznaczają, że pomoc społeczna powinna "spełniać potrzeby" obywateli, ale na razie o konkretnych zmianach w świadczeniach nic nie słychać - dodaje Adriana Chodakowska.
Bez rewolucji w UE
Zmiana na Downing Street nie oznacza rewolucji w podejściu do kontaktów z UE. Brexit stał się faktem i nie ma mowy o powrocie Wielkiej Brytanii do Wspólnoty. Nawet jeśli według badania YouGov ponad połowa obywateli uważa, że wyjście z niej było błędem.
'Odchodzenia' od Brexitu nie będzie. Keir Starmer wyklucza otwarcie granic, dołączenie do jednolitego rynku i unii celnej, umożliwienie swobodnego przepływu osób - podkreśla Kuba Oleksak.
- Starmer nic nowego nie wymyśli i nie sądzę, by cokolwiek miało się w tym względzie zmienić. Ewentualną, choć mało prawdopodobną nowością, mogłoby być ułatwienie obywatelom UE mieszkającym w Wlk. Brytanii i posiadającym settled status (status zasiedlenia - rezydenturę) uzyskania brytyjskiego paszportu - dodaje Adriana Chodakowska.
W tej sprawie lobbuje londyńskie Zjednoczenie Polskie zrzeszające organizacje polonijne z całego świata.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl