Polska, podobnie jak pozostałe kraje członkowskie Unii Europejskiej, musi wdrożyć dyrektywę budynkową. Przyjęte w marcu rozwiązania prawne wymuszą remonty z wdrożeniem energooszczędnych rozwiązań. Głównym założeniem noweli jest obniżenie w ciągu najbliższych 25 lat do zera emisyjności budynków w Unii Europejskiej. Ma to ułatwić osiągnięcie przez Unię neutralności klimatycznej do 2050 r.
Krytykiem tego rozwiązania jest świeżo upieczony poseł do Parlamentu Europejskiego Daniel Obajtek. Startujący z listy PiS były prezes Orlenu ocenił, że "dyrektywa jest bardzo niebezpieczna" i w części domów oraz niektórych blokach przeprowadzanie remontów nie ma sensu. Obajtek w programie "W Punkt" na antenie Telewizji Republika mówił też o "fałszu i propagandzie" w kontekście kosztów niezbędnych do realizacji dyrektywy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obajtek o dyrektywie budynkowej
- Jak się ktoś pyta, ile to będzie kosztowało, jak sobie przeliczymy przez ilość domostw - 7-8 mln to potrzeba całego budżetu UE. Mówienie, że będą pieniądze lub komuś dopłacą 2-3 tys. to nic innego jak kłamstwo i głupota - ocenił Obajtek. I dodał: - W momencie, kiedy będzie to wprowadzone, łącznie z Zielonym Ładem, to 15 tys. na rok od osoby.
W opinii Obajtka będziemy inwestować "w coś, co przyjedzie z Niemiec oraz Chin" zamiast inwestować w zbrojenia i nowoczesny przemysł. Wprowadzenie dyrektywy budynkowej ma odbywać się zbyt szybko, a sama UE nie jest do niej przygotowana.
- To zmiana w szalonym tempie, nikogo na te zmiany nie będzie stać - uznał Obajtek. Zapytany o największego beneficjenta dyrektywy odpowiedział, że będą to Chiny oraz Niemcy.
- Gospodarka chińska zarobi, Niemcy zarobią. Turbiny, pompy ciepła, urządzenia z lepszym standardem są produkowane w Niemczech, oni mają policzone, ile z tego zarobią - zaznaczył Obajtek. Podkreślił, że UE jest odpowiedzialna za wytwarzanie 7 proc. światowych gazów cieplarnianych. A wkrótce będzie to 5 proc. Spadek ma wynikać z jednego powodu - w UE zabraknie produkcji, a tę przejmą np. Chiny.