Apple, Microsoft, Amazon, Alphabet, Meta, Tesla czy ostatnio także Nvidia – lista znanych nie tylko inwestorom amerykańskich gigantów jest długa i to oni zazwyczaj przykuwają uwagę, gdy mowa o sytuacji na Wall Street. Nagłówki często zajmują także główne indeksy, w których te właśnie spółki grają pierwsze skrzypce, niezależnie czy mowa o węższym Dow Jones (30 spółek) czy szerszym S&P 500 (503 spółki).
Opisywane zjawisko nie powinno dziwić. Raz, że znane globalne marki po prostu także wśród inwestorów są bardziej rozpoznawalne i popularne. Dwa, że w ostatniej dekadzie to właśnie indeksy większych spółek dały zarobić więcej od indeksów grupujących spółki małe i średnie (MiŚ, w popularnym żargonie "misie"). Nie można jednak zapominać, że amerykański rynek akcji – zdecydowanie największy na świecie – to także tysiące mniejszych podmiotów, które także stanowią o sile amerykańskiej gospodarki i w które także z powodzeniem można inwestować, nawet mieszkając w Polsce.
Każdy, nawet najbardziej początkujący inwestor, powinien jednak pamiętać, że "przeszłe wyniki nie są gwarancją przyszłych rezultatów". Dotyczy to zwłaszcza okresów, w których zmieniają się warunki gospodarczej gry, a z takim wydarzeniem możemy mieć do czynienia, gdy Donald Trump po raz drugi wprowadzi się do Białego Domu. Rynek tradycyjnie "kupuje plotki i sprzedaje fakty", wobec czego inwestorzy już teraz zajmują pozycje pod reformy, które wciąż są pieśnią przyszłości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Makro i mikrokosmos amerykańskiej giełdy
W Ameryce (nie tylko w Teksasie) wszystko jest wielkie, włącznie ze spółkami giełdowymi. Kapitalizacje przywołanych gigantów liczone są już w bilionach dolarów (Nvidia 3,6 bln, Apple 3,4 bln, Microsoft 3,1 bln dol. itp.), co sprawia, że pojedyncze amerykańskie spółki są większe od wielu światowych giełd. Tyczy się to także GPW, której kapitalizacja w dolarach sięga 392 mld dol.
Poruszając się więc po świecie amerykańskich średnich i małych spółek, warto złapać odpowiednią skalę. Popularny podział spółek wygląda następująco:
- wielkie (mega-cap) – wartość rynkowa 200 mld dol. lub więcej
- duże (large-cap) – między 10 a 200 mld dol.
- średnie (mid-cap) – między 2 a 10 mld dol.
- małe (small-cap) – między 250 mln a 2 mld dol.
- mikro (micro-cap) – poniżej 250 mln dol.
Przewijający się w nazwach termin "cap" to skrót od "capitalization" (pol. kapitalizacja), które oznacza wartość wszystkich akcji danej spółki według ich aktualnego kursu giełdowego. Liczba akcji spółek zmienia się dość rzadko, wobec czego kapitalizacja każdego dnia zmienia się głównie za sprawą wahań cen akcji na giełdzie.
Nie powinno dziwić, że małych spółek jest więcej niż dużych. Dokładne liczby zmieniają się każdego dnia – poza wahaniami cen także za sprawą debiutów, wycofań z giełdy, przejęć itp. – jednak w oparciu o jedną z baz danych grupujących informacje o spółkach notowanych w USA, można stwierdzić, że wielkich spółek jest ok. 50, dużych ponad 800, średnich 1100, małych 1400, a mikro ponad 2000.
Jak więc widać, jest w czym wybierać, choć aby inwestować w poszczególne segmenty rynku, nie trzeba koniecznie być ekspertem od analizy fundamentalnej pojedynczych spółek – więcej o tym na końcu artykułu.
Trump kusi biznes podatkami
Wróćmy do Donalda Trumpa, który w kampanii wyborczej wielokrotnie obiecywał przychylenie nieba amerykańskim małym i średnim biznesom, w tym zarówno drobnym działalnościom gospodarczym, jak i spółkom notowanym na giełdach.
Na pierwszy plan wybija się kwestia podatkowa. Trump zamierza nie tylko utrzymać wprowadzony jeszcze przez siebie pakiet obniżek podatków, który zgodnie z obecnym stanem prawnym ma wygasnąć wraz z końcem 2025 r. Dodatkowo republikanin zapowiedział cięcie podatku dochodowego od przedsiębiorstw z 21 proc. do 20 proc.
Dla porównania, Kamala Harris proponowała podwyżkę tej stawki do 28 proc. i porzucenie wielu ulg podatkowych. Wodą na młyn dla zysków amerykańskich biznesów ma być także obniżka podatków dla osób fizycznych, która zostawi więcej pieniędzy w kieszeniach konsumentów. Trump zapowiedział m.in. zniesienie opodatkowania napiwków, nadgodzin czy świadczeń socjalnych.
Chociaż nie jest to regułą, to często spotkać można pogląd mówiący, że małe i średnie przedsiębiorstwa są bardziej uzależnione od kondycji krajowej gospodarki, ponieważ mają mniej powiązań zagranicznych i bardziej ograniczoną skalę działania. Gdyby przyjąć ten pogląd, to mniejsze z amerykańskich spółek byłyby jednocześnie beneficjentami koniunktury, którą Trump zamierza rozkręcić w USA oraz jednocześnie mniej narażone na ryzyka natury geopolitycznej, których obawia się część inwestorów.
Oczekuje się także, że amerykański biznes skorzysta na zapowiadanej przez Trumpa szerokiej deregulacji, w której pomóc ma mu Elon Musk. Szczegółów jednak brak, więc trudno wycenić wpływ na konkretne branże.
Trump obiecuje drastyczne cła
Bardziej problematyczna jest natomiast inna sztandarowa obietnica Trumpa w postaci drastycznego podniesienia ceł w postaci 10-20 proc. na towary ze wszystkich państw i minimum 60 proc. na towary z Chin.
Kandydat republikanów obietnice te składał wraz z deklaracją, że cła pomogą ochronić amerykańskie przedsiębiorstwa i ich pracowników. Owszem, zwłaszcza w krótkim okresie z pewnością pojawią się krajowi beneficjenci protekcjonizmu, dla których zagranicznej konkurencji cła będą stanowiły istotną barierę wejścia na amerykański rynek. Gospodarka to jednak mechanizm naczyń połączonych i z kolei dla innych biznesów wyższe ceny importu czy mniej pieniędzy w kieszeni konsumentów, do czego doprowadzą cła na zagraniczne towary, mogą stanowić istotną przeszkodę.
To samo tyczy się inflacji, którą "szczodra" polityka Trumpa (obok obietnic cięcia podatków nie ma zapowiedzi równie dużego cięcia wydatków) może podsycić – dla części firm będzie to okazja do zwiększania marż (takie zjawisko obserwowaliśmy też w Polsce), a inne mocno w przyszłości zaboli utrzymywanie wyższych stóp procentowych, koniecznych do hamowania dynamiki wzrostu cen.
Trump Trade święcił triumfy w tym tygodniu
W dniu, w którym Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, indeks Russell 2000 grupujące blisko 2000 spółek o małej kapitalizacji wzrósł o 5,84 proc. Na kolejnych sesjach euforycznych wzrostów już nie było, jednak i tak w ciągu ostatnich 5 sesji indeks zyskał blisko 9 proc., niemal dwukrotnie więcej od S&P500. To oczywiście tylko drobny wycinek sytuacji, na którą wpływają też inne czynniki (np. obniżenie stóp procentowych przez Fed), jednak z całą pewnością mniejsze amerykańskie spółki możemy zaliczyć do "Trump Trade 2.0".
Takim mianem określa się inwestowanie (czy spekulację) zgodną z obietnicami złożonymi przez prezydenta-elekta, dla odróżnienia od zachowania inwestorów z 2016 r. Tym razem rynek nie jest zaskoczony zwycięstwem Trumpa (co najwyżej jego skalą), wobec czego na giełdach nie ma turbulencji, lecz kontynuacja już wcześniej zapoczątkowanych trendów, w ramach których od roku amerykańska giełda wyraźnie rośnie. Czy tak będzie nadal – czas pokaże. Z pewnością Trump wiąże się z dodatkowym ryzykiem i to trudnym dziś do zmierzenia. Tymczasem obiecywane nieodległe cięcie podatków inwestorom i analitykom wycenić po prostu łatwiej.
Polacy też mogą inwestować w małe i średnie spółki z USA
Na koniec warto dodać, że polskie największe spółki według amerykańskich kryteriów są w większości małe lub mikroskopijne. Według aktualnych kursów do grona dużych spółek załapałyby się jedynie PKO BP, Orlen, Santander Bank Polska i Pekao. W oczach Amerykanów za średnie podmioty uchodzić mogą Allegro, PZU, Dino, KGHM, LPP, mBank, CD Projekt, PGE, Budimex, Alior, Pepco, Orange czy Kruk. Cała reszta to giełdowy plankton, mniejszy lub większy.
Z Ogólnopolskiego Badania Inwestorów oraz danych biur maklerskich wynika, że polscy inwestorzy indywidualni coraz częściej inwestują w amerykańskie średnie i małe spółki obecne w ofercie platform z dostępem do rynków zagranicznych. Rzecz jasna poza zmiennością kursów, czynnikiem ryzyka jest też zmienność kursu złotego. Nie wszystkie akcje są dostępne od razu, jednak gdy dana spółka cieszy się zainteresowaniem, to biura maklerskie często dodają ją na prośbę klientów.
Innym rozwiązaniem jest inwestowanie w europejskie wersje ETF-ów na amerykańskie indeksy małych i średnich spółek – bezpośrednia inwestycja w USA jest mocno utrudniona ze względu na regulacje UE. W każdym z biur maklerskich z dostępem do rynków zagranicznych znajdziemy przynajmniej kilka tego typu funduszy ETF. Zaletą tego rodzaju inwestowania jest brak konieczności wybierania poszczególnych spółek – po prostu kupujemy cały ich koszyk. Z drugiej strony, przy takim podejściu nigdy nie wyłuskamy najbardziej atrakcyjnych spółek, które dadzą zarobić najwięcej. Coś za coś.
Michał Żuławiński, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych