Także Unia Europejska w swoim aktualnym stanie nie sprawia wrażenia silnej i spójnej. Kryzys rządowy we Włoszech, perturbacje wokół brexitu i nowy kierunek unijnej polityki po wyborach do Parlamentu Europejskiego: wszystko to pachnie przełomem. W ten sposób G7 oddaje obecną niepokojącą sytuację na świecie, która stoi w irytującym przeciwieństwie do kurtuazyjnych uśmiechów szefów państw i rządów".
Szczyt G7 we Francji: Bez Trumpa ani rusz
O spotkaniu Donalda Trumpa z Angelą Merkel pisze "Westdeutsche Zeitung" z Essen: "Komplementy, cmoki, niemieccy przodkowie – czy jest to początek późnej przyjaźni między Trumpem i Merkel? Czy zapowiedź pierwszej oficjalnej wizyty amerykańskiego prezydenta w Niemczech jest dobrą wiadomością? Z tą przyjaźnią to chyba nie za bardzo. Merkel jest równie odporna na pomstowania Trumpa jak i jego awanse.
Ona wie, że kosmos amerykańskiego prezydenta ma określoną datę przydatności do spożycia. Ale jeżeli amerykański prezydent faktycznie po dwóch latach swoich rządów wreszcie przyjąłby zaproszenie do Niemiec, byłoby to ważnym sygnałem. Bowiem dla wszystkich obserwatorów patrzących chłodnym okiem na niemiecko-amerykańskie stosunki jest jasne, że Niemcy w swoich relacjach z USA tkwią w potrzasku. Nieobliczalność ich amerykańskiego partnera wymaga od nich większej niezależności, lecz gospodarcze i wojskowe fakty świadczą o czymś zupełnie odwrotnym. Wszystko, co służy obniżeniu napięcia, jest dobre. Nawet taka wizyta".
Obejrzyj: Podatek cyfrowy utemperuje gigantów. "Przynajmniej wzbogaci się nasz kraj"
"Allgemeine Zeitung" z Moguncji sugeruje: "Być może amerykańskiemu prezydentowi od czasu do czasu zaczyna świtać, że nie jest królem świata i że niektóre sprawy są bardziej skomplikowane niż jemu się wydaje, kiedy wieczorem ogląda telewizję i pisze tweety. Może przeczuwa, że Amerykanie prowadząc wojnę handlową z Chinami mogliby sami sobie strzelić w stopę.
Albo że Europejczycy mają jeszcze parę narzędzi w ręku, nawet jeżeli Boris Johnson jest brytyjskim wydaniem Trumpa, a na państwach takich jak Polska, Węgry i Włochy nie bardzo można polegać. Czyżby to do Trumpa docierało? Jest to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Jest on bowiem mistrzem w tym, że co zbudował własnymi rękami, potem miażdży własnym tyłkiem. Tak długo, jak nie przekonamy się o czymś zgoła odwrotnym, Trump pozostanie nieobliczalny. Już teraz zaczął kampanię wyborczą na swoją reelekcję, co jeszcze bardziej komplikuje sprawy. Ale nic to nie da – świat musi się z nim jakoś zaaranżować i żyć nadzieją".
To dlatego nie można już mówić o G7
"Westfälische Nachrichten" z Monastyru twierdzi, że "jakby będąc pod urokiem chwili, amerykański prezydent w Biarritz zapowiedział rychłą wizytę w Niemczech. Może jest to sympatyczna próba przygotowania gruntu pod odprężenie w sporze handlowym z Chinami albo może chciał tylko powiedzieć coś miłego. W Stanach Zjednoczonych mówiąc o Merkel do tej pory tylko szydził. Można przypuszczać, że Trump węszy jakiś nowy ‘deal' z Iranem. Szczyt G7 uchylił może bram do Teheranu, a Niemcy mogłyby przy tym pełnić rolę wygodnego przystanka".
Dziennik "Rheinpfalz" z Koblencji twierdzi, że "rola Stanów Zjednoczonych jako stabilizującego światowego mocarstwa zaczyna się chwiać. Trump jest tym czynnikiem destabilizującym. Jego konflikt handlowy z Chinami nabrzmiewa. Już dawno nie chodzi tam tylko o Waszyngton i Pekin, tylko o światową gospodarkę, która słabnie, a cła hamują wzrost. Cztery europejskie państwa w gronie G7 – Francja, Włochy, Wielka Brytania i Niemcy – nawet pomimo brexitu, w tak poważnych konfliktach jak porozumienie atomowe z Iranem, relacje z Rosją i polityka handlowa, nie pozwoliły się podzielić. Wraz z Japonią i Kanadą idą tym samym kursem przeciwko Trumpowi. To dlatego nie można już mówić o G7: ten format nazywa się teraz G6 + 1".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl