Blisko połowa badanych sprawdza gorączkę tylko raz dziennie, a zdecydowana większość nigdzie nie notuje jej wysokości. Lekarze tłumaczą, że rzetelny wykres zmian pozwala precyzyjniej określić przyczynę choroby i zaproponować odpowiednią terapię. Może mieć też kluczowe znaczenie w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego.
Ekonomia górą
Polacy są dość mocno podzieleni w kwestii sposobu mierzenia temperatury podczas przeziębienia lub grypy. 46 proc. ankietowanych twierdzi, że wybiera do tego tradycyjne termometry cieczowe. 49 proc. sięga po elektroniczne urządzenia (dotykowe - 24 proc., bezdotykowe - 25 proc.). Tak przynajmniej wynika z badania wykonanego przez UCE RESEARCH na zlecenie firmy technologicznej WARMIE.
- Cieczowe termometry już dawno powinny wyjść z użycia. Fakt, że wciąż są stosowane, świadczy raczej o tym, że pacjenci nadal trzymają je w swoich domach i są do nich przyzwyczajani. Jednak w aptekach nie powinny być już dostępne - wyjaśnia dr med. Wojciech Francuzik, pracownik szpitala uniwersyteckiego Charité w Berlinie.
Aż 52 proc. osób korzystających z tradycyjnych termometrów deklaruje, że używa ich ze względu na dużo niższą cenę w stosunku do elektronicznych modeli. 34 proc. badanych uważa, że rtęciowe narzędzie podaje dokładniejszy wynik. Ponadto respondenci podnoszą argument, że od wielu lat mają zaufanie do cieczowego miernika - 10 proc.
- Temperatura ciała to wciąż mało zdefiniowany parametr. Często nawet personel medyczny nie wie tak naprawdę, o której godzinie i ile razy na dobę powinien ją mierzyć. Co więcej, sami pacjenci nie wiedzą, jaka jest przewaga jednego termometru nad drugim. Nie dostają zresztą w tej kwestii żadnych zaleceń. A skoro nie mówi się o jakości pomiaru, to dużą popularnością cieszy się tani sprzęt - komentuje prof. dr hab. n. med. Tomasz Banasiewicz ze Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego UM w Poznaniu.
Do tego dr Francuzik dodaje, że używanie rtęciowego termometru wydaje się pacjentom prostsze, bo elektroniczny sprzęt daje za każdym razem nieco inny wynik. Respondenci jednak pomijają aspekt, że nowoczesne urządzenie pozwala na natychmiastowy pomiar, a to jest dużym ułatwieniem dla chorych.
– Dla przykładu można powiedzieć, że dla ruchliwego dziecka mierzenie temperatury w tradycyjny sposób nie jest takie proste. Rtęciowy termometr musi przylegać do jego ciała w sposób ciągły i nieprzerwany przez ok. 5 minut. Trzeba uważać, żeby go nie stłuc, bo to jest groźne dla zdrowia i życia. Jest też wiele czynników zaburzających pomiar. Brak wiedzy o podstawowych problemach nie wymusza na dorosłych użytkownikach zakupu precyzyjniejszych rozwiązań – zwraca uwagę Piotr Piątek, ekspert z firmy WARMIE, zajmującej się rozwiązaniami w obszarze MedTech.
Z badania również wynika, że elektroniczny termometr jest wybierany przez połowę Polaków właśnie ze względu na szybkość pomiaru. I to jest główny powód wskazywany przez 36 proc. respondentów. Użytkownicy stwierdzali również, że na cieczowym mierniku trudno jest dokładnie odczytać wynik – 30 proc. Istotne znaczenie ma też komfortowe i łatwe użycie, co potwierdziło 21 proc. badanych. Tylko 9 proc. zwolenników nowoczesnej metody kieruje się precyzyjnym wynikiem.
– Warto zwrócić uwagę na to, że 34 proc. osób korzystających z tradycyjnych termometrów uważa, że są one dokładniejsze, a 9 proc. to samo mówi o elektronicznych urządzeniach. To wskazuje na chaos informacyjny wśród pacjentów. Ogólnie można powiedzieć, iż ten drugi sprzęt dla dużej części osób jest po prostu wygodniejszy. Pomiar dokonywany jest najprościej, a wynik można łatwo i szybko odczytać – stwierdza prof. Banasiewicz.
Raz dziennie
Prawie połowa badanych tylko raz dziennie mierzy temperaturę - 49 proc. W razie potrzeby czyni to 27 proc., a dwa razy dziennie - 11 proc. Trzy pomiary w ciągu dnia deklaruje 7 proc., zaś więcej - 3 proc. osób. Tylko 1 proc. badanych nie zwraca uwagi na ten aspekt. Ekspert z WARMIE zauważa, że Polacy traktują pomiar tylko do określenia skali wyczuwanej gorączki, bez wychwytywania jej skoków.
- Brakuje świadomości tego, jak ważny jest pomiar kilkukrotny, choćby celem sensownego stosowania środków przeciwgorączkowych, oceny skuteczności leczenia i przebiegu choroby, a nawet efektywności antybiotykoterapii. Stałe mierzenie temperatury pokazuje jej trend, zmienność w czasie, tendencje do spadków lub wzrostów, a także wychwytuje tzw. groźne piki. Dzięki temu można odróżnić stan podgorączkowy od gorączki, a to implikuje dalsze postępowanie - zaznacza prof. Banasiewicz.
Natomiast ekspert ze szpitala uniwersyteckiego Charité w Berlinie przypomina, że lekarze rzadko informują pacjentów o potrzebie mierzenia temperatury ciała 5 razy dziennie o stałych godzinach. Dzieje się tak, ponieważ prowadzenie pomiarów wielokrotnie w ciągu dnia o jednakowych porach jest niesamowicie obciążające dla chorych. Dlatego lekarze pierwszego kontaktu nie mówią o tym w przychodniach. Jednak na oddziałach szpitalnych jest to praktykowane.
– Sporym zagrożeniem są coraz częściej pojawiające się nowe odmiany bakterii i wirusów, które są odporne na powszechnie stosowane leki. W takich przypadkach częstszy pomiar mógłby być dobrym markerem pozwalającym na ocenę przebiegu choroby – przekonuje Piotr Piątek.
Bez zapisu
Większość Polaków nie notuje wyników temperatury podczas choroby – łącznie 87 proc. (raczej nie – 41 proc., zdecydowanie nie – 46 proc.). Tylko 6 proc. respondentów stwierdziło, że to praktykuje. Natomiast 4 proc. robi to sporadycznie. Dr Francuzik tłumaczy, że pacjenci nie widzą w tym sensu, bo zwykle lekarze pytają ich o samą obecność gorączki. A to ogranicza diagnozowanie. Chorzy zawsze jednak otrzymują plan terapii. Po wizycie nie przykładają już wielkiej wagi do pomiaru.
– Należy wyraźnie podkreślić, że powinno się określać temperaturę ciała w sposób ciągły. Niestety tradycyjne metody nie dają takiej możliwości. Próby są uciążliwe, a notowanie wydaje się żmudne. Mierzenie gorączki tak naprawdę ma sens tylko w systemie, który rejestruje odchylenia, niekorzystne trendy i gwałtowne skoki, a także je analizuje. Takim rozwiązaniem jest pomiar bezprzewodowy, który przesyła dane np. na telefon czy komputer. W ten sposób uzyskuje się wykres z kolejnych dób, a w trudnych przypadkach – także są alarmy. Wtedy ten parametr okazuje się przydatny – podkreśla prof. Banasiewicz.
Z kolei dr Wojciech Francuzik zapewnia, że rzetelny, ciągły wykres zmian temperatur pacjenta w okresie ostatnich 24 godzin pozwoliłby z większym prawdopodobieństwem określić przyczynę choroby i pomógłby zaproponować odpowiednią terapię. Do tej pory jednak rzadko są dostarczane takie informacje w trakcie wizyt lekarskich.
– W sezonie grypowym proste monitorowanie, np. bezprzewodowym termometrem, umocowanym w formie opaski czy przyklejonym w wygodnym miejscu, potrafi wcześnie wskazać, u której osoby w rodzinie rozwija się infekcja. To może zadecydować np. o tym, że dziecko nie pójdzie do szkoły, gdzie źle by się poczuło – podpowiada profesor z poznańskiego szpitala.
Jak wynika z danych NIZP-PZH, tylko od 1 stycznia do 15 lutego br. zgłoszono prawie milion podejrzeń oraz zachorowań na grypę. Tymczasem temat mierzenia temperatury często jest uważany za błahy, również przez samych lekarzy, którzy nie chcą zabierać głosu w tej sprawie. Jednak najnowszy globalny problem zdrowotny, związany z chińskim wirusem 2019-nCoV, pokazuje, iż nadal jesteśmy bezradni w przypadku schorzeń infekcyjnych. Brakuje standardów diagnostyki i terapii. Eksperci podkreślają, że objawy kliniczne mogą nie występować lub mieć dużą zmienność dobową. Natomiast dokładne badania są czasochłonne i kosztowne.
– I właśnie dlatego w tej sytuacji szczególnie potrzebny jest czuły, precyzyjny i nieinwazyjny monitoring, który ogranicza kontakt personelu z pacjentem. To jest niezwykle ważne przy kwarantannach czy izolacjach – podsumowuje prof. Tomasz Banasiewicz.
Badanie zostało wykonane przez UCE RESEARCH (platformę analityczno-badawczą, należącą do UCE GROUP LTD.) na zlecanie firmy WARMIE, zajmującej się rozwiązaniami w obszarze MedTech. Ankieta była prowadzona od 1 do 12 lutego br. przed 109 placówkami medycznymi, na terenie 16 województw. O zdanie pytano wyłącznie osoby, które na wstępie zaznaczyły, że przez ostatnie 6-12 miesięcy były co najmniej raz chore (przeziębienie, grypa) i wówczas dokonywały pomiaru temperatury ciała. W badaniu wzięła udział reprezentatywna grupa dorosłych Polaków – 1006 osób powyżej 15. roku życia. Odpowiedzi uzyskano za pomocą wywiadów bezpośrednich, wspomaganych komputerowo.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl