Forum

Komentarze użytkownika "gVarek"

Komentarze użytkownika: gVarek

Re: Komentarze do portfela "needle"

gVarek / 2009-10-02 14:05 / "zGÓRnikt"
to sie dzisiaj tak nie skończy, nie może po prostu nie może
gVarek / 2009-10-02 15:55 / "zGÓRnikt"
nasdi już blisko zera się zaczepił
gVarek / 2009-10-07 07:55 / "zGÓRnikt"
(alfabetycznie odrzeknę)
Centrozap to na spekulacje dobry, bo przecie ni inaczej
Lena opadła z sił i ktoś musi ją reanimować i wciągnąć na trapez pod powałę...cyrku;)
TRK jest silna, strat dużych nie poniosła, ale jakoś wszyscy w nią wierzą, choć niektórzy się boją
powodzenie w inwestycjach
gVarek / 2009-10-07 08:23 / "zGÓRnikt"
w każdej większej firemce coś nie gra i ktos fałszuje
z tego co wiem Dialog oszukuje, a Sferia ma gorszą jakość połaczeń ale za to ceny są niższe
coś za coś
o Tele 2 też już sie nasłuchałem legend, nawet 1 z kumpli wrócił po namyśle do tepsy
gVarek / 2009-10-11 13:39 / "zGÓRnikt"
niektórzy, ba większośc populacji najpierw nabywa luksusowe dobra, a potem dopiero na nie oszczędza co dwojako o niech świadczy nienajlepiej
po pierwsze dobra technologiczne po spłacie kredytu są juz przestazałe, albo zblizają sie szybciutko do tej granicy, a napewno kosztuja już znacznie taniej
po drugie to zamiast odbierać pomniejszone przez Belkę wkłady z oszczędności to jeszcze musza dopłacać bankowi za pozyczone pieniądze, czyli upraszczając płaca podówjne odsetki za towar, ktorego już nie chcemy, a napewno nie za tyle
gVarek / 2009-10-12 19:26 / "zGÓRnikt"

Gdyby w Polsce były normalne krótkie pozycje

czytałem, że podobno są, ale nie w moim banku, może jednak źle zajarzyłem artykuł

zebrałyby się rekiny, które by te spółki wyczaiły i uwaliły


to w takim razie lepiej że nie ma:)
gVarek / 2010-03-16 09:48 / "zGÓRnikt"
nic dodać nic ująć:)
gVarek / 2010-03-16 09:58 / "zGÓRnikt"
a to nie wiesz, że nie można mu wierzyć?

Re: Komentarze do portfela "needle"

gVarek / 2010-04-19 10:07 / "zGÓRnikt"
koniec żałoby wieszczy krach
gVarek / 2010-04-19 10:08 / "zGÓRnikt"
przynajmniej na ten moment!

Re: Komentarze do portfela "needle"

gVarek / 2010-04-22 20:38 / "zGÓRnikt"
gral i impex wyleciały??

SZOK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!

gVarek / 2010-05-05 09:51 / "zGÓRnikt"
Artykuł jest przedrukiem
artykułu dziennikarza rosyjskiego opublikowanego w
jednej z niemieckich gazet: Tekst ten był wielokrotnie
wykasowywany przez administrację Salonu24.
----------------------------------------------------------------------------


Gieorgij Gordin, „Komentarz z Rosji”

Teraz, gdy ciała Prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego i jego
współtowarzyszy spoczywają w ziemi, jest najwyższy czas, aby wymienić
tych, którzy zorganizowali rozbicie się samolotu, dobijanie w miejscu
upadku samolotu ocalałych Polaków i nieustannie dezinformują światową
społeczność co do wyników tak zwanego „śledztwa”.

Wiadomo, że „śledztwo” katastrofy przebiega pod kierownictwem tych
samych osób, które organizowały rozbicie się samolotu i posłały
komandosów do „oczyszczenia terenu” z tych, którzy przeżyli. Wiadomo,
jaki będą „wyniki śledztwa” przeprowadzonego przez osoby, których
głównym zadaniem jest zatarcie śladów zbrodni. Gdy ci sami zabijają i ci
sami prowadzą śledztwo, sprawcy zazwyczaj pozostają niewykryci.
Jednakże istnieje światowa społeczność.

Potomek jednego z naszych kolegów znajdował się na stanowisku, przez
które przechodziło duża ilość pierwotnych informacji z miejsca
katastrofy. Wiele szczegółów znamy z pierwszej ręki. Porównanie tekstów
rosyjskiej propagandy z materiałami pochodzącymi ze źródeł pierwotnych
umożliwia wniesienie poprawek do powszechnie znanych informacji. Niech
będzie to naszym wkładem w śledztwo jednej z najbardziej bezczelnych
zbrodni 21 wieku.

Poprawka pierwsza. Powszechnie wiadomo, że od pierwszych minut po
katastrofie zamiast informacji płynących z lotniska „Północne”, w eter
poszła pośpiesznie sklecona dezinformacja kiepskiej jakości.
Dezinformowano dokładnie o wszystkim, co się działo naprawdę. O
gęstości mgły, o dźwiękach, jakie słyszeli spotykający. O czterech
podejściach do lądowania. O rzekomym rozkazie samego Kaczyńskiego
posadzić samolot w Smoleńsku. O tym, że w ten sam sposób omal nie
doprowadził do rozbicia samolotu w Gruzji. O zachowaniu różnych służb
oraz rzekomej „barierze językowej”. O tym, o czym naprawdę zeznawali
miejscowi mieszkańcy, przede wszystkim lotnicy i pracownicy lotniska. O
każdy drobiazg.

Mieliśmy możliwość odtworzenia procesu powstawania czekistowskiego
kłamstwa w trybie on line. Wyraźnie zarysowały się dwie tendencje. Jedna
polega na przeinaczaniu wiadomości tak, że dane wyjściowe stają się
zupełnie różne od danych wejściowych. Często są wręcz przeciwieństwem
informacji, która rzekomo była podstawą ogłoszonych oficjalnych
komunikatów.

Zestawienie wiadomości na wejściu i wyjściu w trybie online pozwala na
stwierdzenie, że wszystkie materiały bez wyjątku były poddawane
przeróbce według jednej konkretnej „odgórnej” wytycznej. Taka przeróbką
zajmowali się nie tylko dziennikarze poszczególnych czasopism (choć oni
także), ale przede wszystkim oficjalne rosyjskie agencje informacyjne.

Wszystkie rosyjskie agencje informacyjne i mass media – „przekaziory”
musiały przekonać swoich czytelników, słuchaczy i widzów, że „samolot
rozbił się z winy załogi, która nie sprostała swojemu zadaniu w trudnych
warunkach pogodowych”.

Drugą tendencję tworzenia czekistowskiego kłamstwa w trybie online
można określić następująco: na wejściu całkowity brak jakichkolwiek
informacji z miejsca zdarzenia. Natomiast na wyjściu – niewiadomo skąd
pojawiają się „wiarygodne wiadomości”, w tym rzekome informacje z
ostatniej chwili z miejsca katastrofy. Informacje te oczywiście nie
pochodzą z miejsca upadku samolotu. Chyba nie ma potrzeby wyjaśniać, że
najczystsze wymysły na wyjściu preparowano według wspomnianej już
dyrektywy – „samolot rozbił się z winy załogi, która nie sprostała
swojemu zadaniu w trudnych warunkach pogodowych”.

Z pierwszej poprawki wynika, że wytyczna, według której zbierano się
do kłamania po katastrofie, została opracowana jeszcze przed rozbiciem
samolotu Lecha Kaczyńskiego. Natomiast zamieszanie i rozbieżności były
spowodowane przede wszystkim przesadnym wysiłkiem kremlowskich
propagandystów, którzy starali się ze wszystkich sił, by skłamać jak
najbardziej wyraziście i przekonująco.

W pierwszych minutach zdarzenia nie mogą pojawiać się jasne i
jednoznaczne informacje. Dla porównania przypomnijmy sobie przynajmniej
jeden przykład, jak zachowują się kremlowskie agencje informacyjne i
mass media, gdy nie ma żadnej zawczasu przygotowanej wytycznej.

Gdy zmarł pierwszy prezydent Rosji Borys Jelcyn, wszystkie rosyjskie
mass media przez kilka godzin milczały, jakby wepchnęły języki w jedno
miejsce. Wszystkie duże zachodnie już dawno ogłosiły tę wiadomość, gdy
na Kremlu dopiero opamiętano się i wydano wskazó
gVarek / 2010-05-05 09:52 / "zGÓRnikt"
Gdy zmarł pierwszy prezydent Rosji Borys Jelcyn, wszystkie rosyjskie
mass media przez kilka godzin milczały, jakby wepchnęły języki w jedno
miejsce. Wszystkie duże zachodnie już dawno ogłosiły tę wiadomość, gdy
na Kremlu dopiero opamiętano się i wydano wskazówkę, jak i co ogłaszać.
Po katastrofie samolotu Lecha Kaczyńskiego wskazówka „jak i co
ogłaszać” pojawiła się od razu. Oznacza to, że były osoby
odpowiedzialne, które zawczasu wiedziały, że samolot spadnie.

Poprawka druga. Nasi eksperci obejrzeli wszystkie dostępne materiały
wideo i doszli do następującego wniosku. Nawet gdyby straż pożarna w
ogóle nie przyjechała i wszystkie te fragmenty samolotu, które żarzyły
się w pierwszych minutach filmowania (materiał wideo Andrieja
Mienderieja), spłonęły całkowicie, nie mogło być mowy o żadnych
„dwudziestu nierozpoznawalnych zwłokach”. Nawet przy tym stromym stopniu
kątowym, pod jakim zwalono samolot prezydenta Polski.

Nie mówiąc już o tym, że pożar szybko zgaszono (widać to na
późniejszych zdjęciach tych samych fragmentów samolotu) oraz że traf
chciał, iż większość „nierozpoznawalnych” to wojskowi i ochroniarze
prezydenta. Nie da się zwrócić bliskim ciała „ofiary katastrofy
lotniczej” z rosyjską kulą w głowie, jak w 1940 roku.

Takie zwroty jak „uspokój się!”, „nie zabijajcie nas!”, „patrz mu w
oczy!”, „dawaj pistolet!” w języku polskim mogły zostać wypowiedziane
tylko przez pasażerów samolotu. Natomiast komenda w języku rosyjskim:
„Wszyscy z powrotem, wychodzimy stąd!” mogła być oddana przez dowódcę
oddziału specjalnego, który rozstrzeliwał rannych Polaków.
O innych momentach w filmie nawet nie ma co mówić. Kto jeszcze wczesną
wiosną – 10 kwietnia, rankiem, mógł stać w samej białej koszuli w
zimnych smoleńskich lasach, obok samolotu, który przed chwilą runął,
oprócz członka załogi? Inne znane i bezpośrednie dowody Katynia – 2
każdy zdrowy człowiek może zobaczyć sam.

Swoją drogą, nasz kolega – w przeszłości starszy oficer oddział
specjalnego Ministerstwa Obrony, twierdzi, że po zawaleniu operacji
(wideo, które zdążył sfilmować Andriej Mienderiej) jej wykonawcy już nie
żyją. Tak samo jak i strzelcy drugiego eszelonu – ci, którzy brali
udział w likwidacji nieudolnego oddziału specjalnego.

Polacy, którzy przeżyli katastrofę, zrozumieli, że komandosi „w
czarnych ubraniach” (w filmie) przyszli ich zabić i odstrzeliwali się.
To słychać w filmie. Wykonawcy dyspozycji Putina „pracowali” z
tłumikami. Ale nagranie wideo z dźwiękiem i widokiem zarówno atakujących
jak i ocalałych zdemaskowało wszystkie ich wybiegi.

Dlatego jedne „rosyjskie osoby oficjalne” przez dwa tygodnia nie mogą
podrobić treści „czarnych skrzynek”, a drugie, pojąwszy, że sprawa pali
się, puściły do mass mediów balon próbny na temat „kaukaskiego śladu” w
rozbiciu się samolotu prezydenta Polski. Ciąg dalszy nastąpi, rosyjskie i
polskie „osoby oficjalne” dopiero rozpędzają się. Jednakże nie zdołają
już zatrzeć śladów.

Z drugiej poprawki dochodzimy do wniosku, że „oficjalne dane” na temat
„materiału genetycznego” zamiast ciał 21 Polaków nie są zgodne ze
stanem szczątków samolotu. Oznacza to, że zginęli z innej przyczyny.
Przyczynę tę wyjaśnia film Andrieja Miendierieja.

Poprawka trzecia. Wszyscy eksperci jednogłośnie przytoczyli paralelę z
niedawnego upadku samolotu przy lądowaniu na lotnisku Domodiedowo w
Moskwie. Ale warunki tam były zupełnie inne. Załoga samolotuТу-204 lecącego
z Egiptu była na nogach od
wczesnego ranka, czyli prawie całą dobę. Po odlocie z Moskwy do Hurghady
nastąpiło krótkie spięcie kabla i pojawiło się dymienie. Po przebyciu
sporej odległości trzeba było zawracać. Oczywiście nerwy wszystkich były
napięte.
gVarek / 2010-05-05 09:53 / "zGÓRnikt"
Po wymianie instalacji załoga tym samym samolotem, z tymi samymi
pasażerami znowu poleciała do Hurghady. Trzeba było namawiać i uspokajać
pasażerów, że nie ma więcej żadnego niebezpieczeństwa. Bezpośredni lot
do Hurghady trwa, w zależności od typu samolotu, około 5 godzin.
Przylecieli do Egiptu. Z uwzględnieniem awaryjnego powrotu i remontu,
załogaТу-204 miała już przepracowane 9
godzin. Norma godzin lotu została wyczerpana. Normalnie należało iść
odpocząć.
Co robić – zamawiać hotel i płacić za postój samolotu? Strata tym
większa, że planowych pasażerów już wywieziono na lot powrotny. Kompania
lotnicza za to nie podziękuje. Zgodzili się więc lecieć z powrotem.

Niedaleko od Moskwy popsuł się sprzęt nawigacyjny. W odróżnieniu od
polskiego samolotu panowała głęboka noc, i 21-22 marca nad całą Moskwą
stała gęsta mgła. Lądowanie według przyrządów „koszących” nie udało się,
załoga zmęczona i rozdrażniona, a tu jeszcze radiowy wysokościomierz
zawył. Dokucza, że niby to ziemia jest blisko – a idź ty…! W rezultacie –
typowy błąd zaufanego do siebie doświadczonego pilota, który setki razy
sadzał samolot w podobnych warunkach. Prawie na lotnisku macierzystym.

Na smoleńskim lotnisku „Północny” nic podobnego nie miało miejsca. Nie
była to noc, nie było takiej mgły, załoga nie była zmęczona, nie
musiała spędzić całego dnia w napiętej i nerwowej atmosferze. Sytuacja
normalna, załoga wypoczęta i czujna. Sprzęt nawigacyjny pracuje
doskonale, aż do postronnej ingerencji w sterowanie samolotem na małej
wysokości.

Z trzeciej poprawki dochodzimy do wniosku, że warunki pogodowe i stan
załogi w danym przypadku nie mogły być główną przyczyną katastrofy.
Poprawka czwarta. Oba samoloty, których wypadki były porównywane przez
ekspertów, są podobnego typu. W SmoleńskuТU-154, w DomodiedowoТU-204.
Samolot, który leciał z Hurghady, też spadł do lasu, i także oderwało mu
skrzydła. W efekcie – dwie osoby w oddziale reanimacji, reszta odniosło
rany różnego stopnia ciężkości. Po upadku w lesie samolotu podobnego
typu w chwili znalezienia szczątków Tu-204, który leciał z Hurghady,
wszystkie osoby żyły!

Rzecz jasna, jest różnica między upadkiem samolotu z kilkoma członkami
załogi (ТU-204 w Domodiedowo) a upadkiem
samolotu z 96 osobami na pokładzie. Ale samolot polskiego prezydenta był
załadowany mniej niż na dwie trzecie. PokładТU-154 może mieścić 163 osoby.
Jeśli samolot jest załadowany mniej
niż na 2/3, można nim sterować bez trudu.

Następna okoliczność – polski samolot po zaczepieniu skrzydłem drzew
obrócił się. Jednakże podczas lądowania załoga i pasażerowie muszą mieć
zapięte pasy. Nie ma powodu do przypuszczenia, że tego przepisu nie
przestrzegano przy lądowaniu w niezbyt gęstej, ale jednak mgle.
Ostatnia okoliczność mogąca wpłynąć na liczbę ofiar śmiertelnych to
kąt ataku samolotu w momencie uderzenia o ziemię. Istnieje informacja od
doświadczonych lotników wojskowych, że TU-154 Lecha Kaczyńskiego
„schodził do lądowania, jak myśliwiec”. Czyli pod bardziej stromym kątem
niż zwyczajnie. To faktycznie może zwiększyć liczbę ofiar śmiertelnych.
Świadczą o tym także szczątki samolotu oraz ich rozmieszczenie.

Wersja oficjalna – „podczas katastrofy zginęli wszyscy”. Orzeczenie
ekspertów: prawdopodobieństwo zgonu wszystkich co do jednej osoby w
samolocie polskiego prezydenta jest takie same, jak gdyby woda z
odkręconego kranu poleciała do góry zamiast na dół – prosto do sufitu.
Innymi słowy, prawdopodobieństwo, że w tej katastrofie zginęły wszystkie
96 osób znajdujących się na pokładzie samolotu TU-154, jest zerowe.

Z czwartej poprawki dochodzimy do wniosku, że w każdym przypadku ktoś z
pasażerów musiał przeżyć katastrofę polskiego samolotu, a może nawet
uniknąć zranień. Wszyscy zginąć mogli tylko w jednym przypadku: jeżeli
oddział specjalny dobił ich już po upadku.

Nie jesteśmy w stanie nawet wymienić liczby dostrzelonych – liczba ta
waha się od 10 do 21 osób. Zgodnie z oceną najbardziej doświadczonych
ekspertów, nierozpoznawalnych (zmasakrowanych lub spalonych) mogło być
najwyżej 10 – 12 ciał. Nie wszyscy podczas katastrofy znajdowali się w
przedniej części samolotu. Płomień szybko zgaszono. Naprawdę nie
rozpoznawalnych zwłok na miejscu upadku zapewne było bardzo mało lub nie
było w ogóle.

A więc „jedynie materiał genetyczny pozostały po 21 osobach”, o którym
mowa w wersji FSB, w rzeczywistości jest liczbą osób, którzy przeżyły
katastrofę prezydenckiego samolotu Lecha Kaczyńskiego. Dobili ich
rosyjscy komandosi, po czym wywieźli i zamienili w kawałki spalonego
mięsa, aby ukryć ślady zbrodni.

Poprawka piąta. W jaki sposób zorganizowano rozbicie samolotu
polskiego prezydenta? Eksperci n
gVarek / 2010-05-05 09:54 / "zGÓRnikt"
Poprawka piąta. W jaki sposób zorganizowano rozbicie samolotu
polskiego prezydenta? Eksperci nam wyjaśnili, że to bardzo proste.
Samolot został strącony przez rosyjskie specsłużby na małej wysokości,
po podmianie parametrów lądowania. Tego dokonać można kilkoma sposobami.
Na przykład, poprzez sekundowe zmanipulowanie systemu naprowadzania na
niedużym wysokości tuż przed lądowaniem.
Albo poprzez impuls elektromagnetyczny skierowany do bocznych kanałów
sterowania samolotem (sterów, lotek) przed lądowaniem. Piloci wszystko
widzieli i rozumieli, ale nic już nie mogli zrobić. Zabrakło czasu.

Właśnie dlatego, aby ukryć ślady zbrodni, ocalałych członków załogi i
tych, którzy mogli słyszeć ich rozmowy, należało dobić na ziemi.
Wykonawcy rozkazu Putina przeliczyli się jednak w tym, że wśród
ocalałych były osoby uzbrojone i odważne, które nawet w tej sytuacji
stawiały czynny opór. Oddział specjalny nie mógł bez przeszkód
powystrzelać rannych Polaków w przewidzianych ramach czasowych. Musiał
zatrzymać się na miejscu kaźni, gdzie ich zastały osoby, które
przybiegły na miejsce katastrofy, przede wszystkim Andriej Mienderiej,
który nagrywał sytuację kamerą.

Następnie wszystko potoczyło się dokładnie według przewidzianego w
Kremlu planu. Miejsce katastrofy zostało otoczone, nikogo nie
przepuszczano, a ciała ofiar katastrofy lotniczej i zastrzelonych na
ziemi wywieziono. Ślady napadnięcia i egzekucji zostały usunięte.
Ta poprawka jest kluczem do zrozumienia, co się zdarzyło; wyjaśnia ona
wszystko, i komentarze tu nie są potrzebne.

Poprawka szósta. Dlaczego Putin postanowił popełnić zbrodnię na swoim
terytorium? Zdaniem ekspertów, w ten sposób strącić samolot i zapewnić
wiarygodne przykrycie aktu terrorystycznego można jedynie na terytorium
całkowicie kontrolowanym przez rosyjskie służby specjalne.
Po pierwsze, niezbędnego impulsu elektromagnetycznego nie można nadać
na odległość tysięcy kilometrów. A na system naprowadzania oddziaływać
można tylko ten, kto siedzi za pulpitem kontrolera lotów lub kontroluje
go z zewnątrz. Ale owo „z zewnątrz” powinno być tuż obok, na niedużej
odległości.

Po drugie, na swoim terenie są najlepsze możliwości zatarcia śladów.
Co miało miejsce od pierwszej sekundzie po katastrofie, ma miejsce
obecnie i dopiero nastąpi, gdy zaczną ogłaszać wyniki oficjalnego
„wspólnego” śledztwa.

Eksperci wymienili mnóstwo pozycji. Niezbędność dwukrotnej wymiany
fizycznych źródeł zakłóceń – „żarówek” przed przylotem samolotu
Kaczyńskiego i od razu po katastrofie.

Dostrzelić tych, którzy przeżyli, rozerwać na strzępy i spalić ciała
zastrzelonych pasażerów i członków załogi. Zapewnić „tajemnicze
zniknięcie” dowodów, na przykład, broni, z której odstrzeliwali się
ochroniarze Lecha Kaczyńskiego i wojskowi, którzy przeżyli katastrofę.
Wyszukiwać naboje wystrzelone przez oddział specjalny i polskich
wojskowych w szczątkach samolotu i drzewach w miejscu egzekucji.
Podrabiać wskazania „czarnych skrzynek”. Podawać wykaz pogody oraz inne
parametry katastrofy niezbędne do potwierdzenia fałszywej wersji o
rzekomej „winie załogi, która nie zdołała wylądować w trudnych warunkach
pogodowych”. Itd.

Z szóstej poprawki dochodzimy do wniosku, że rozwiązanie techniczne
zamachu, a przede wszystkim „środki przykrycia” wymagały, aby samolot
został strącony na terytorium kontrolowanym przez putinowskie
specsłużby.

Przechodzimy do poprawki siódmej – „celowości politycznej” (z punktu
widzenia Kremla) tego aktu terrorystycznego.

Lech Kaczyński był względnie bezpieczny, dopóki Putin nie upatrzył
sobie „polskiego Janukowycza” – ciężko myślącego „przyjaciela Rosji”,
polskiego premiera Donalda Tuska. Był to zwrot, po którym czekistowską
wierchuszkę Rosji zajmowało tylko jedno: jak przeczyścić drogę dla
swojej marionetki lub komuś podobnego z tegoż grona „przyjaciół Rosji”.
Wiedząc o zwyczajach i wcześniejszych czynach Putina, nietrudno domyśleć
się, w jaki sposób planowali tego dokonać. Co i jak oni zrobili, cały
świat dowiedział się rankiem 10 kwietnia.

Z siódmej poprawki dochodzimy do wniosku, że stawka Kremla na
„polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska, jego towarzyszy i elektorat
uruchomiła mechanizm fizycznej likwidacji Lecha Kaczyńskiego. Najlepiej
razem z najwybitniejszymi jego zwolennikami. Metody – najzwyczajniejsze z
arsenału Putina oraz jego towarzyszy z KGB.
Poprawka ósma. Na co liczyli organizatorzy zamachu w tak ryzykownej
sprawie? Przecież skutki naprawdę mogą być – i niechybnie będą –
najbardziej niekorzystne dla Kremla. Nic nowego: tak samo, jak i w ciągu
ostatnich dziesięciu lat, stawiano na najzwyczajniejszych durniów.
Przywódc

Najnowsze wpisy