Kiedy EUR/USD przełamał poziom 1,22, to w kraju dolar zbliżał się w okolice 3,38 zł, a euro do 4,12 złotych.
Brak głównych rozgrywających, czyli inwestorów z Londynu i Nowego Jorku, sprawił, iż dzisiejszą sesję można uznać za niebyłą, a do reakcji rynków na pewne kwestie, lepiej podejść z pewnym dystansem.
Fakt święta w USA (Dzień Pamięci), oraz w Wielkiej Brytanii (Wiosenne Święto Bankowe) jak na razie wpływa deprymująco na aktywność rynku – wykresy intraday zaczynają przypominać linię ciągłą.
Okazuje się, że jeżeli za danym ruchem nie stoją mocniejsze przesłanki, to jednocześnie nie może być on zbyt trwały.
Nie było go na liście pewniaków, stąd w pierwszym momencie nominacja prof. Marka Belki na stanowsko szefa NBP, mogła być zaskoczeniem. Jednak niemal na pewno pozytywnym.
Ten, komu wydawało się, że rynki finansowe to jeszcze nie wpełni połączone naczynia, mocno tego wczoraj wieczorem doświadczył.
Inwestorzy wciąż nie mają zaufania do działań podejmowanych przez kraje strefy euro.
Widać wyraźnie, iż zaczyna się tzw. szukanie dołka, inaczej zwane polowaniem na okazje. Ten drugi termin często jest używany przez inwestorów operujących na giełdzie.
Obserwowany rano „marsz dolara” został na razie powstrzymany. Rynki raczej dobrze odebrały ogłoszenie planów oszczędnościowych w Wielkiej Brytanii i nieoczekiwane posunięcie ze strony Włoch – rząd Silvio Berlusconiego zapowiedział aż 26 mld EUR oszczędności w budżecie w ciągu dwóch lat, z czego 13 mld EUR w przyszłym roku.
Wygląda na to, że z przejęcia mało znaczącej kasy oszczędnościowej Caja Sur przez Bank Hiszpanii, co miało miejsce w sobotę, inwestorzy stworzyli sobie dość ciekawą historię.
Przejęcie kasy hiszpańskiej kasy oszczędnościowej Caja Sur przed Bank Hiszpanii w normalnych warunkach byłoby nic nie znaczącym wydarzeniem.
Początek poniedziałkowego handlu rozpoczął się od nieznacznego umocnienia złotego, choć w zasadzie notowania wróciły w okolice oglądane w piątek późnym popołudniem.
Po południu za euro płacono 4,1250 zł, a dolar spadł w okolice 3,2850 zł. To w dużej mierze wynik wzrostu EUR/USD i poprawy sytuacji na giełdach.
Wynik ostatnich działań podejmowanych przez Niemcy jest taki, iż inwestorzy zaczynają się bać, iż politycy wiedzą coś więcej o potencjalnych problemach, które mogą wybuchnąć w niedługiej przyszłości.
Wprawdzie na całym świecie nie było dzisiaj takiej pogody jak w naszym kraju, ale rzeczywiście widać było pewien marazm na rynkach.
Dzisiejsza sesja na rynku złotego rozpoczęła się od lekkiego umocnienia polskiej waluty względem euro. Notowania EUR/PLN zniżkowały pod poziom 4,0000.
Inwestorzy wciąż pozostają dość ostrożni i na wyraźniejsze umocnienie naszej waluty w ciągu kolejnych godzin chyba nie ma co liczyć. W kolejnych dniach ta kwestia pozostaje otwarta.
Dzisiaj notowania EUR/USD wyraźnie powróciły powyżej istotnego poziomu 1,2330, rosnąc w pewnym momencie nawet do 1,2414. W dużej mierze jest to wynik pokrywania krótkich pozycji w europejskiej walucie, a nie rzeczywistego wzrostu zainteresowania wspólną walutą.
Poziom 1,2330 na parze EUR/USD, który był silnym wsparciem wyznaczanym na podstawie minimum z października 2008 r. został dzisiaj rano definitywnie złamany. To wynik wciąż pogarszających się „morale” inwestorów.
Piątkowa sesja przyniosła spadek EUR/USD na nowe tegoroczne minima w rejonie 1,2425. W zasadzie powody do spadku są od kilku dni wciąż te same – to obawy związane z sytuacją fiskalną krajów PIIGS (dzisiaj Moody's postraszył obniżką ratingu dla Grecji).
Czwartkowy ranek przyniósł dalsze umocnienie naszej waluty. W efekcie doszło do naruszenia poziomu 3,95 na EUR/PLN i spadku w okolice 3,11 na USD/PLN.
Mimo, iż wiceminister finansów Dominik Radziwiłł uściślił dzisiaj, iż resort finansów wymieniał ostatnio waluty w NBP, a nie bezpośrednio na rynku, a z kolei dane o PKB w strefie euro nie zaskoczyły in plus sprowadzając w efekcie notowania EUR/USD poniżej 1,27, to złoty zachowywał się dzisiaj dość dobrze.
W dużej mierze lepsze nastroje wokół złotego to też zasługa dość dobrego debiutu grupy PZU na giełdzie (blisko 12 proc. wzrost na otwarciu notowań), które jednocześnie było największym IPO w Europie od 2007 roku.
Najpewniej wokół tego, co wydarzyło się wczoraj na Wall Street, jeszcze długo będą prowadzone dyskusje i dochodzenia (jeżeli rzeczywiście zawinił czynnik ludzki) – mowa oczywiście o nagłym, krótkoterminowym 9 proc. spadku indeksów.
Dzisiaj silna wyprzedaż euro i walut rynków wschodzących była kontynuowana. Wspólna waluta jest coraz mniej pożądanym aktywem przez inwestorów.
Wydawało się, że spodziewane przyjęcie planu pomocy dla Grecji, które miało miejsce w niedzielę, da rynkom nieco optymizmu.
Deklaracje niemieckiego ministra finansów, iż plan dla Grecji powinien zostać uzgodniony przez KE i MFW do niedzieli, a także zapowiedź szefa francuskiej dyplomacji, iż tego dnia zwołane zostanie nadzwyczajne spotkanie ministrów finansów strefy euro, utwierdziły inwestorów w przekonaniu, iż temat grecki ma szanse się, przynajmniej chwilowo, rozwiązać.
W czwartek na rynkach wyczuwalny był ostrożny, ale jednak optymizm. Było to zauważalne zwłaszcza na rynkach akcji – w Warszawie indeks WIG20 poszedł blisko 2 proc. w górę.