marlowe
/ 2007-06-06 16:22
/
portfel
/
"One for My Baby (and One More for the Road)"
Samuraju, to o czym mówisz to już import, nie export, prawda?
...............................................
2007-06-06 15:54:55 | 80.53.32.* | samuraj jack nielogo
ale ci sami eksporterzy mogą kupić taniej linie technologiczne na zachodzie, zwiększyć
wydajność pracy i tym nadrobić wzrost wartości złotego
i tak się dzieje
.............................................................
Jak ktoś jest eksporterem i kupuje coś za granicą, to na moment staje się importerem. Znamy plusy i minusy posiadania odmiennej waluty. Cały myk polega na tym, że plusy i minusy zostaną, bo jak mówisz, dodatkowe czynniki (czyli stosunek towarów przywożonych nie ważne w jakich celach, do stosunku towarów wwożonych nie ważne w jakich celach) rozwijają się w stałych ramach. Znika jedynie to ciągłe uciążliwe przeliczanie. I o to chodzi w jednej walucie dla Europy. Czy nie jest tak, że oprócz podatków, prawa i innych utrudnień eks i im porterzy mają dodatkowe utrudnienie? Jest nim przecież codzienne liczenie, tyle złotych to tyle lirów, tyle marek, i tyle franków, a w funtach to tyle, a w koronach tyle. Euro nam ułatwiło sprawę. A bez przeliczania, to jak sprzedaż towaru komuś z Suwałk. A przywiązanie do złotego z pobudek narodowych wydaje się mi zupełnie bez sensu. Mieliśmy dukaty, mieliśmy marki, ruble, centy, teraz mamy złote, jutro będziemy mieli euro. I tyle.