Od kilku dni cechą charakterystyczną giełdowego handlu na niemal całym świecie jest bardzo mała zmienność indeksów.
Wśród inwestorów na niemal wszystkich giełdach wyraźnie widać brak zdecydowania i niepewność.
Lepsze niż się spodziewano dane o sprzedaży detalicznej za oceanem, która zwiększyła się o 0,4 proc., a bez uwzględnienia samochodów o 0,6 proc., nie poprawiły humorów inwestorom i nie spowodowały wzrostu giełdowych indeksów.
Tydzień na rynkach europejskich rozpoczął się bardzo udanie. Dobre informacje z Chin dotyczące produkcji przemysłowej, a także sprzedaży detalicznej zachęciły inwestorów do kupowania akcji.
Inwestorzy w Warszawie emocjonowali się głównie transakcją między AIB i Santanderem, dotyczącą pakietu akcji BZ WBK, pośrednio wpływającą także na notowania PKO.
Po kilku dniach wzrostów byki postanowiły trochę odpocząć. Niewielka korekta nie zmienia pozytywnego nastawienia rynków.
Inwestorów giełdowych do zakupów akcji pobudziła informacja o nieco mniejszej niż się spodziewano cotygodniowej liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych.
WIG20, który już we wtorek wykazywał względną siłę, dziś dał prawdziwy pokaz mocy, zwyżkując ponad 2 proc. i zostawiając rywali daleko w tyle.
Niezależnie od powodów, spadki stały się faktem a ich skala była dość znaczna, szczególnie na rynkach uznawanych za bardziej ryzykowne.
Po krótkim epizodzie sprzed kilku tygodni, w trakcie którego cały giełdowy świat patrzył na to, co dzieje się na głównych parkietach europejskich, szczególnie na tym we Frankfurcie, mamy do czynienia z powrotem do prymatu Wall Street.
Nie pierwszy raz w ostatnich tygodniach mamy do czynienia z sytuacją, w której kluczowe dane, mające szansę zmienić losy koniunktury na giełdach, przynoszą bardzo umiarkowaną reakcję inwestorów.
Środowa szarża byków okazała się jednorazowym wyskokiem. Na kontynuację nie starczyło im już siły, mimo że nie pojawiły się żadne informacje, które mogłyby spowodować radykalną zmianę nastawienia inwestorów do akcji.
Przemożną chęć do wzrostu indeksów widać było przez prawie cały dzień na niemal wszystkich giełdach.
O tym, jak bardzo inwestorzy tęsknią za sygnałami, niosącymi choćby cień optymizmu, świadczy reakcja na informację o większym niż się spodziewano wzroście indeksu cen domów za oceanem.
Piątkowy optymizm inwestorów z Wall Street, spowodowany nieco lepszymi niż się spodziewano danymi o amerykańskiej gospodarce, a także zapowiedziami Bena Bernanke o gotowości dalszego jej wspomagania przez Fed, okazał się bardzo nietrwały.
Nerwy inwestorów zostały dziś wystawione na bardzo ciężką próbę. Oczekiwanie na publikację skorygowanych danych o tempie wzrostu amerykańskiej gospodarki w drugim kwartale było niezwykle emocjonujące.
Nieco lepsze niż się spodziewano dane z amerykańskiego rynku pracy stały się impulsem pobudzającym byki do podjęcia odważniejszej próby odrabiania strat z ostatnich dni.
Obniżenie przez Standard & Poor's ratingu Irlandii, znacznie niższy, niż się spodziewano wzrost zamówień na dobra trwałego użytku za Oceanem i spory ich spadek po wyłączeniu środków transportu, niższa sprzedaż nowych domów i wreszcie rozczarowujący spadek cen nieruchomości to zestaw informacji, kształtujący dziś sytuację na giełdach.
Kiepskie nastroje dominowały dziś już od samego rana na większości rynków finansowych. I to mimo że informacje ze strefy euro były raczej optymistyczne.
Jedyne opublikowane dziś dane o aktywności gospodarczej w europejskim przemyśle i usługach nie spowodowały większego poruszenia na rynkach. Były one zresztą zbliżone do oczekiwań.
Mimo, że w piątek nie pojawiły się żadne nowe niepokojące informacje makroekonomiczne, nastroje inwestorów były niemal równie złe, jak w czwartek, gdy ich nie brakowało. Widocznie ich dawka była wystarczająco mocna, by popsuć humory na dłużej.
Handel na giełdowych parkietach toczy się dość leniwie, poza jednorazowymi wyskokami, takimi jak wtorkowy wzrost indeksów na Wall Street. Dziś w pierwszych minutach sesji za oceanem został on nieco skorygowany.
Nieco niższy niż oczekiwano okazał się odczyt wskaźnika aktywności gospodarczej w rejonie Nowego Jorku, trochę gorszy był też wskaźnik sytuacji na rynku nieruchomości, nieco wyższy za to okazał się strumień kapitałów, płynących do Stanów Zjednoczonych.
Najwyższe od ponad 20 lat tempo wzrostu niemieckiej gospodarki i największa od czterech lat zwyżka PKB strefy euro nie wzruszyły inwestorów.
Rynki wciąż bombardowane są pesymistycznymi informacjami dotyczącymi gospodarki. Widać jednak, że powoli inwestorzy zaczynają się na nie uodparniać.
Ostrożna decyzja amerykańskiej rezerwy federalnej nie była w stanie zniwelować niepokoju związanego z wyraźnym słabnięciem tempa wzrostu globalnej gospodarki.
Wydawało się, że w oczekiwaniu na wieczorną decyzję Fed na rynkach nie będzie się działo zbyt wiele i może być wręcz nudno. Wbrew temu ruch był jednak całkiem spory. Odbywał się w kierunku niekorzystnym dla posiadaczy akcji.
Wszystko wskazuje na to, że kluczowe dla losów letniej hossy będzie wtorkowe posiedzenie Fed.
Giełdowe byki nie doczekały się wsparcia w postaci dobrych danych o liczbie nowych miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych. Okazały się one gorsze od oczekiwań i indeksy poszły w dół. Reakcja europejskich parkietów i Wall Street była jednak dość umiarkowana.