Ostatni tydzień stycznia rozczarował inwestorów. Indeksy były mocno rozchwiane.
Dzisiejsze notowania rozpoczęły się od strat rzędu jednego procenta. Minorowe nastroje sprowadziły notowania jeszcze bardziej na południe, gdzie rozpoczęła się szeroka konsolidacja w oczekiwaniu na wieści z USA.
Dzisiejsza sesja rozpoczęła się dość niepozornie z optymistycznymi wzrostami rzędu jednego procenta. Szybko okazało się jednak, że paliwa do wzrostów nie ma ani kropli.
Fatalna sesja w dniu inauguracji Baracka Obamy na prezydenta USA najpierw ściągnęła indeksy azjatyckie na południe, a potem również i nasze.
Silne w ostatnich dniach niedźwiedzie były wspierane kolejnymi rewizjami prognoz dla krajowej gospodarki.
Jedynym pozytywem tego co działo się na naszym rynku było to, że udało się zamknąć tydzień tuż nad poziomem 1.700 pkt., czyli tuż nad dolnym bokiem trójkąta, którego przełamanie dałoby potężny sygnał sprzedaży.
Dzisiejsza sesja rozpoczęła się przeszło dwuprocentowym wzrostem, ale takie odreagowanie szybko wykorzystała podaż, prowokując spadek indeksu.
Udana obrona dość ważnego wsparcia może nastrajać optymizmem. Oczywiście dalszy bieg wydarzeń w dużej mierze nie zależy od nas, tylko Amerykanów.
Dzisiejsze notowania na GPW rozpoczęły się od małych spadków. Byki co prawda próbowały podciągać indeksy, ale kolor zielony zniknął równie szybko jak się pojawił.
Ubiegły tydzień przebiegał pod znakiem realizacji zysków na amerykańskich parkietach.
Dzisiejsza sesja rozpoczęła się na małych plusach, jednak kolor zielony bardzo szybko ustąpił czerwieni.
W czwartek giełdy w USA były polem walki między nadzieją wynikającą z kolejnego wystąpienia Baracka Obamy a obawami, których podłożem były dane makro i informacje ze spółek.
Dzisiejsze notowania w Warszawie rozpoczęły się na sporych minusach. Była to konsekwencja wczorajszej wyprzedaży na Wall Street, gdzie inwestorzy postanowili zrealizować noworoczne zyski.
Dzisiejsza sesja w Warszawie rozpoczęła się od spadku o 0,4 procenta. Podobnie swój handel rozpoczynały parkiety zachodnioeuropejskie.
Dzisiejsza sesja na GPW od samego początku imponowała wzrostami.
W USA GM i Ford dostały rózgę od agencji Standard & Poor oraz Moody's, które obniżyły swoje ratingi.
Początek tygodnia rozpoczął się w naszym kraju od istotnych danych makroekonomicznych.
Gdyby doszło dziś do przeceny to gracze powinni ją zlekceważyć. Wręcz potraktować jako okazję do kupna akcji dużych spółek (nie wszystkich).
Popyt ulokuje się wygodnie bardzo nisko i będzie spokojnie czekał na okazję. Powtarzam: ten tydzień nie ma żadnego znaczenia prognostycznego.
W USA handel był zdominowany przez oczekiwanie na wynik posiedzenia FOMC.
W poniedziałek giełdy rozpoczęły handel w bardzo niepewnych nastrojach.
Rozpoczynamy tydzień (zapewne wzrostem) z wygasaniem grudniowej linii kontraktów w tle, a to GPW pomagać nie będzie.
Ubiegły tydzień rozpoczął się na „zielono", a to za sprawą magicznej kwoty 2,5 mln nowych miejsc pracy. Taką wypowiedź w sobotę 6 grudnia usłyszeliśmy od prezydenta - elekta Baraca Obamy.
Po sesji okazało się, że Senat nie czekał do piątku i w nocy odrzucił plan ratowania GM i Chryslera.
W środę dziwne rzeczy działy się na rynkach finansowych. Przede wszystkim na początku cieszono się z porozumienia Demokratów z Białym Domem.
W nocy Azja się amerykańskim spadkiem w ogóle nie przejęła. Wystarczył pretekst w postaci osiągnięcia zgody między Demokratami, a Białym Domem w sprawie szybkiej i wstępnej pomocy producentom aut.
Niewiele da się powiedzieć o poniedziałkowej sesji w USA. Już w czasie weekendu liczne źródła twierdziły, że Demokraci porozumieli się z rządem w sprawie tymczasowej pomocy dla producentów aut.
Zachowanie GPW w czwartek i w piątek nie pozostawia żadnych wątpliwości: rynek bardzo chce wzrostu, a OFE mają mnóstwo gotówki i mogą z nim zrobić to, co chcą.
Tydzień rozpoczął się dosyć nerwowo co było odzwierciedleniem sytuacji za oceanem.
Jak widać OFE rzeczywiście kupują. Rzeczywiście, bo sporo o wzroście zakupów OFE w październiku i listopadzie pisze ostatnio prasa.