W USA fundusze prowadziły w czwartek dalej swoje, kończące miesiąc „window dressing". W końcu był to już ostatni dzień miesiąca i to miesiąca, który po fatalnym czerwcu mógł się zakończyć wzrostem.
Po poniedziałkowym dużym spadku i wtorkowym jeszcze większym wzroście środa mogła być dniem, który pokaże indeksom w USA kierunek na dłużej.
Pisząc w ostatnim komentarzu po sesji w USA, że takie gwałtowne zmiany możemy teraz obserwować co kilka dni nie spodziewałem się, że te kilka dni skróci się do jednego.
W czasie weekendu regulator (Office of the Comptroller of the Currency) zamknął dwa banki regionalne (First National Bank of Nevada i First Heritage Bank) z powodu zbyt małego kapitału.
Dzisiaj początek sesji zależy od tego jak weekendowe informacje z USA odbiorą rynki europejskie. Rozpoczynają sesję o 30 minut wcześniej niż GPW, więc nasi gracze będą się wzorowali na tym, co tam się będzie działo.
O powodach pogorszenia nastrojów na rynkach amerykańskich z pewnością usłyszycie Państwo jedną śpiewkę: złe dane makro doprowadziły do przeceny. Uważam, że to nie jest prawda.
Bycza końcówka sesji w USA stawia w tej sytuacji kropkę nad i - indeksy na GPW będą dzisiaj rosły.
W poniedziałek w USA na pierwszym miejscu w rankingu informacji mogących wpłynąć na zachowanie rynków były znowu raporty kwartalne spółek.
Jeśli widzi się to, co robią inwestorzy w USA to należy ostrożnie zakładać, że widzimy i u nas początek letniej zwyżki. Szczególną uwagę należy teraz zwracać na spółki, które w sierpniu mogą opublikować dobre wyniki. Już widać, że fundusze je mocno kupują.
Kto oczekiwał sporych emocji na naszym parkiecie w mijającym tygodniu, na pewno się nie zawiódł.
W USA bykom chodziło przede wszystkim o to, żeby poprzeć środowa sesję czwartkowym wzrostem. To pozwalałoby przejąć rządy umysłami inwestorów na całym świecie, bo znacznie zwiększałoby prawdopodobieństwo kontynuowania okresowej, letniej fali wzrostów.
W USA środa już we wtorek wieczorem zapowiadała odbicie, bo po sesji lepszy od oczekiwań raport kwartalny opublikował Intel. Podniósł też (kosmetycznie) prognozy.
W USA środa już we wtorek wieczorem zapowiadała odbicie, bo po sesji lepszy od oczekiwań raport kwartalny opublikował Intel. Podniósł też (kosmetycznie) prognozy.
Wczoraj wydarzeniem była przecena na rynku ropy. W czasie sesji cena spadała nawet o ponad 10 dolarów (licząc od szczytu) - zbliżyła się do 136 USD.
W USA cała uwaga skupiona była w poniedziałek na sektorze finansowym.
W niedzielę w Białym Domu wystąpili przedstawiciele Fed i administracji USA. Przedstawili plan ratowania Fannie Mae i Freddie Mac, para-rządowych spółek kupujących i gwarantujących kredyty hipoteczne.
Za nami bardzo emocjonujący tydzień. Rozpoczął się od uderzenia podaży i wyznaczenia nowych minimów rocznych na czterech głównych indeksach GPW.
Indeksy za Oceanem rosły, ale ostatnie 30 minut handlu doprowadziły do gwałtownego wzrostu ceny ropy. Drożejąca ropa momentalnie załamała indeksy, które w ciągu 30 minut wróciły do środowego zamknięcia, a potem spadały dalej.
To, co działo się w środę w USA można wytłumaczyć tylko niesamowitym wręcz rozchwianiem nastrojów.
Amerykanie niespecjalnie przejęli się spadkami w Azji i Europie. Przecież nawet w poniedziałek, kiedy to pojawił się powód do spadków indeksy w USA spadły niezbyt mocno, a byki dzielnie walczyły.
Po trzydniowym weekendzie posiadacze akcji w USA nie mieli się nadal czym cieszyć, mimo że początki sesji były obiecujące.
Wszystko zależy od tego, co wydarzy się dzisiaj w USA. Teoretycznie można zakładać, że Amerykanie też (tak jak Europejczycy) otrzeźwieją i stwierdzą, że zachowanie ich giełd w piątek, po opublikowaniu fatalnych danych makro, było nielogiczne.
W poniedziałek, ostatni dzień czerwca, WIG20 rozpoczął notowania na plusie jednak zachowanie indeksów Eurolandu sprzyjało stronie podażowej, co zaowocowało szybkim zejściem w dół i ustanowieniem nowego minimum rocznego.
W USA sesja przed długim weekendem zakończyła się o 3 godziny wcześniej niż zwykle. Czekano przede wszystkim na publikację danych makro. Były fatalne, ale to, co potem nastąpiło mogło naprawdę zadziwić.
W USA drugi dzień drugiego kwartału był na giełdach bardzo nerwowy. Spory wpływ na zachowanie rynków miały dane makro.
Rynek jest już bardzo technicznie wyprzedany (MWIG skrajnie wyprzedany), a to zapowiada odbicie pod byle pretekstem. Wczorajsze zakończenie sesji w USA takiego pretekstu na otwarciu dostarcza.
Takiego pierwszego półrocza nie pamięta nasz rynek od 1994 r., kiedy to WIG stracił około 37 proc. (teraz około 26 procent). Nawet podczas bessy początku XXI w. nie było nigdy tak złego pierwszego półrocza.
Najważniejsze dzisiaj będzie to, co będzie się działo na rynku ropy, a jego zachowanie jest wielką niewiadomą. Nie przejmowałbym się zbytnio piątkowym cofnięciem ceny spod 143 USD - była to prosta realizacja zysków przed weekendem.
Ropa naftowa typu Crude zdrożała w mijającym tygodniu o ponad 3%. Kolejny raz w tym roku został pobity rekord cenowy wyznaczony na poziomie 142,15 dolarów za baryłkę.
W USA obóz byków od początku czwartkowego handlu miał problem, bo zakończenie środowej sesji trudno było uznać za „bycze", a po sesji kilka spółek rozczarowało raportami kwartalnymi i prognozami.