W USA obóz byków miał już w środę najwyraźniej dosyć wyczekiwania na rozpoczęcie kończącego półrocze „window dressing", która to zwyżka i tak się już od dawna rynkowi należała z powodu wyprzedania technicznego rynku.
We wtorek gracze w USA nadal szukali pretekstu do podniesienia indeksów. Było to bardzo trudne zadanie, bo publikowane dane makro były fatalne.
Coraz mniej prawdopodobny staje się scenariusz z odbiciem od dolnego ograniczenia kanału trendu spadkowego. Dzisiaj jest ostatnia, niewielka, szansa. Jeśli indeksy spadną to będzie znaczyło, że ruszamy ku 2.350 punktów.
Indeks WIG20 jest teraz znowu bardzo blisko dna z 11 czerwca (2.669 pkt.) i równie blisko dolnego ograniczenia kanału pięciomiesięcznego kanału trendu spadkowego.
W czwartek byki w USA stały przed szansą wygenerowania odbicia, bo w środę indeks S&P 500 zatrzymał się nad wsparciem z 11 czerwca, a po dwóch dużych spadkach, w końcu półrocza (został tylko tydzień) byki musiały w końcu spróbować odwrócić kierunek indeksów.
W środę sesja na rynkach europejskich rozpoczęła się od spadku indeksów. Była to prosta reakcja na wtorkowe zachowanie rynków amerykańskich.
Wczorajsza sesja w USA nie pomoże dzisiaj naszym bykom, a środę od wygasania czerwcowej linii kontraktów dzieli tylko dwa dni. Nie ma w kalendarium żadnych publikacji makroekonomicznych, które mogłyby poruszyć rynkami globalnymi. Z tego wynika, że niedźwiedzie mają dzisiaj więcej szans.
Indeks NASDAQ wzrósł, a szeroki rynek zakończył dzień neutralnie. Takie zamknięcie po słabych danych makro zwiększa prawdopodobieństwo zakończenie spadkowej korekty.
Uparci są ci Amerykanie... Co nie udało się zrobić w czwartek postanowili zrobić w piątek. Mówi się, że powodem ataku popytu były dobre dane o inflacji. To nie jest prawda.
Dla WIG20 najbliższym wsparciem pozostaje poziom styczniowych i z ostatniego tygodnia środowo-czwartkowych dołków - 2668 pkt.
W USA gracze dostali w czwartek prezent, który się już bardzo wyprzedanemu technicznie rynkowi akcji należał.
Wydawało się, że środowa sesja w USA będzie spokojna, bo w kalendarium nie było wielkich wydarzeń, ale jak widać ostatnio niewiele trzeba, żeby temperatura na parkietach szybko wzrosła.
Od strony technicznej rynek wygląda fatalnie. WIG już opuścił, a WIG20 usiłuje się wyłamać dołem z trójkąta, wewnątrz którego przebywał od początku roku.
W USA wszystko wydawało się sprzyjać wzrostowi indeksów, czyli odbiciu po piątkowej przecenie, ale okazało się, że byki są bardzo słabe.
Jean-Claude Trichet, szef ECB, jak się okazało uruchomił w czwartek proces, który trudno będzie teraz zatrzymać.
Można powiedzieć, że czwartek był dniem prezesa ECB, który wystraszył europejskich inwestorów, zmienił trendy na rynku walutowym i wywołał gwałtowne zmiany na rynku surowcowym.
W środę byki w USA dostały kilka prezentów w postaci dobrych danych makroekonomicznych, które pomagały w podnoszeniu indeksów.
W USA gracze na początku ucieszyli się danymi makro i wypowiedziami szefa Fed, ale potem pojawiły się problemy.
W poniedziałek dla graczy w USA nie miały znaczenia wydarzenia, które mogli zawczasu znaleźć w kalendarium. Posiadaczy akcji zdenerwowało przede wszystkim obniżenie ratingów przez agencję Standard&Poor's wielu firmom sektora finansowego.
W USA w czwartek byki zdecydowanie wygrały z niedźwiedziami, chociaż indeksy wyraźnie cofnęły spod sesyjnych szczytów. Powodów czwartkowych zwyżek było kilka (między innymi window dressing na koniec miesiąca).
W USA we wtorek po długim weekendzie obóz byków czekał tylko na pretekst, który umożliwiłby mu podniesienie indeksów po zeszłotygodniowej przecenie.
W poniedziałek w USA i w Wielkiej Brytanii było święto, więc pozbawieni lidera Europejczycy starali się po prostu sesję przeczekać. Indeksy trzymały się blisko poziomu piątkowego zamknięcia.
O dwóch ostatnich sesjach w USA można powiedzieć tylko tyle: nastroje się zmieniły. Pozostaje pytanie, czy zmieniły się na dłużej, czy jest to tylko i wyłącznie korekta korekty, czyli spadek korygujący dwumiesięczny wzrost, po którym przyjdzie jeszcze jeden wzrostowy okres.
Bardzo niekorzystne jest dla naszej giełdy to, że indeksy nie rosną, kiedy na innych giełdach góruje popyt, ale spadają, kiedy naciska podaż.
W poniedziałek w USA gracze szukali najmniejszego pretekstu, żeby podnieść indeksy. Takim pretekstem okazały się być dane makro.
Skoro nie ma najmniejszej korelacji dodatniej GPW z innymi giełdami to nie ma sensu zastanawiać się, co może się dzisiaj stać. Napłynie kapitał zagraniczny to będzie duży wzrost.
Tydzień na GPW rozpoczęliśmy wzrostami. Jednak sam przebieg poniedziałkowej sesji w wykonaniu WIG20 był bardzo spokojny.
Byki w USA miały w czwartek trudne zadanie, bo dane makro były dla nich w większości niekorzystne, a cena ropy biła rekordy.
Niewiele da się powiedzieć o środowej sesji w USA. Można nawet powiedzieć, że zaskakująco mało. Jedynym istotnym raportem makroekonomicznym były dane o inflacji.
We wtorek w USA na nastroje graczy działały bardzo zróżnicowane czynniki. Kwietniowa sprzedaż detaliczna w USA spadła o 0,2 procent - trzeci raz w ciągu ostatnich 5 miesięcy, ale sprzedaż bez samochodów wzrosła o 0,5 procent.