Od dawna nie byłem zaskoczony zachowaniem rynków tak mocno jak w poniedziałek. Oczekiwałem marazmu w oczekiwaniu na powrót Amerykanów z przedłużonego weekendu, a tymczasem pojawiła się panika.
Piątek przed przedłużonym weekendem (w poniedziałek giełdy amerykańskie są zamknięte z powodu Dnia Martina Lutera Kinga) z góry zapowiadał się jako dzień bez większych wydarzeń. Były w zasadzie dwa punkty programu, które mogły mocniej poruszyć inwestorami.
Główne indeksy GPW rozpoczęły miniony tydzień neutralnie na poziomach zbliżonych do zamknięcia z poprzedniego tygodnia.
W USA już przed rozpoczęciem sesji na rynek trafiła informacja, która musiała zepsuć nastroje inwestorów.
W środę gracze na rynkach amerykańskich czekali na dane makro i niepokoili się raportem kwartalnym Intela, ale, tak jak rano pisałem, jedna spółka nie wystarczy, żeby doprowadzić do przeceny na tak dużym rynku.
Wtorek potwierdził, że zmienność na rynku amerykańskim będzie w tym roku olbrzymia. Po „efekcie IBM" nie było już we wtorek ani śladu. Reagowano tylko na opublikowany przed sesję raport kwartalny Citigroup oraz na dane makroekonomiczne.
Czy po raporcie IBM sytuacja w sektorze kredytowym zmieniła się choćby na jotę? Czy zagrożenie recesją jest mniejsze? Odpowiedź brzmi "nie".
Piątek był kolejnym bardzo nerwowym dniem na rynkach akcji w USA. Dane makro zostały całkowicie zlekceważone, a uwaga obserwatorów skupiona była na rynku akcji.
W USA nastroje od początku sesji były bardzo złe i nawet czekanie na wystąpienia Bena Bernanke ich nie poprawiało. Inwestorzy przestraszyli się informacjami ze spółek.
Niewiele można powiedzieć o poniedziałkowej sesji w USA, bo brak było publikacji makroekonomicznych, a tym samym rynki nie dostały żadnych nowych impulsów.
W piątek gracze na rynkach amerykańskich gwałtownie zareagowali na publikację danych makro.
Podczas pierwszej w tym roku sesji na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych główne indeksy otworzyły się neutralnie, ale w kolejnych minutach wyraźnie przeważała strona popytowa.
W czwartek gracze w USA zastanawiali się, czy rozpocząć już grę przed posiedzeniem FOMC. Po dwóch spadkowych sesjach byki, mające za sobą styczniową tradycję, miały sporą szansę na doprowadzenia do wzrostów indeksów.
W USA pierwsza sesja 2008 roku zaczęła się dla posiadaczy bardzo źle. Byki dostawały cios za ciosem, więc nic dziwnego, że indeksy prawie od początku sesji spadały.
Ostatnia sesja roku powinna była przebiegać w USA bardzo spokojnie, ale okazało się, że jaki rok taki i jego koniec i spokojnie wcale nie było.
Dla inwestorów europejskich bardziej istotne były w czwartek dobre raporty i prognozy Oracle i Nike niż niepewne zachowanie rynku amerykańskiego i giełd azjatycki. Indeksy od początku sesji rosły, a na rynku walutowym dolar nadal zyskiwał.
W środę nasz rynek walutowy rozpoczął handel od wzrostu kursów walut. Był to naturalny skutek spadku kursu EUR/USD. Z kolei GPW rozpoczęła dzień od niewielkiego wzrostu indeksów.
We wtorek europejscy inwestorzy nie bardzo wiedzieli, co mają robić. Z jednej strony kusiły rosnące kontrakty na amerykańskie indeksy, co zachęcało do polowania na odbicie w USA, a z drugiej szkodziła świadomość tego, że przecież sytuacja od poniedziałku się nie zmieniła.
W piątek giełdy europejskie rozpoczęły sesję od nieśmiałych wzrostów indeksów. Był to wynik zamknięcia czwartkowej sesji w USA. Gracze jednak doskonale wiedzieli, że wszystko rozstrzygnie się po publikacji danych o amerykańskiej inflacji.
W czwartek złoty od rana tracił w stosunku do obu głównych walut. Powodem był przede wszystkim spadek kursu EUR/USD.
W USA analitycy i komentatorzy robili w środę od początku dnia wszystko, żeby ratować rynek akcji. W zasadzie zrobili nawet wszystko, żeby doprowadzić do dużego wzrostu indeksów.
Decyzja Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) nie mogła nikogo zaskoczyć, a jednak reakcja była niezwykle gwałtowna i bardzo negatywna.
GPW zachowywała się w poniedziałek podobnie jak inne rynki europejskie. Też rozpoczęliśmy sesję małym minusem, a jak tylko w Niemczech, czy we Francji pojawiały się maleńkie plusy to u nas natychmiast zlecenia koszykowe pociągnęły WIG20 mocno do góry.
W piątek gracze europejscy wzięli za dobrą monetę plan ratowania amerykańskich kredytobiorców przedstawiony przez administrację USA. Zapomniano o „jastrzębim" tonie wystąpienia szefa ECB. Indeksy rosły sygnalizując, że gracze nie boją się publikacji amerykańskich danych makro.
Pierwsze grudniowe notowania na GPW przyniosły spadki większości głównych indeksów. Jedynym wyjątkiem był indeks MWIG40, który zakończył dzień niewielkim wzrostem o 0,24 proc.
W czwartek złoty stabilizował się czekając na nowe impulsy. Nasza waluta jest nadal bardzo silna.
We wtorek indeksy giełdowe na giełdach europejskich spadały. Nie był to jednak wynik korekcyjnej sesji w USA.
W piątek rynkami kierowały dwa wydarzenia. Po pierwsze Dell bardzo rozczarował opublikowanymi po sesji wynikami kwartalnymi. Po drugie Ben Bernanke po czwartkowej sesji w USA praktycznie zapowiedział obniżkę stóp.
Początek tygodnia na GPW przyniósł nieoczekiwane spadki wszystkich indeksów. Zadowolenie mogliśmy odczuwać tylko na krótki czas po otwarciu sesji, kiedy to indeksy wzrastały ale dosyć mała reakcja popytu zaowocowała osuwaniem się rynku, które trwało już do końca dnia.