W USA nastroje w czwartek nie były tak doskonałe jak w Europie. Nie miało to jednak nic wspólnego z publikowanymi danymi makro, chociaż nadal nie mogły one graczy zachwycić.
W środę handel na rynkach amerykańskich był bardzo nerwowy. Niewielki udział w zwiększeniu tej nerwowości miały dane makro. Nie mogły jednak pomóc posiadaczom akcji, bo były słabe.
Dane makro opublikowane we wtorek w USA były bardzo słabe.
Dzisiaj, po dwóch sesjach wzrostu indeksów w USA, GPW powinna szybko odrobić piątkowe straty. Jest tylko jedno zagrożenie. Gracze mogą się obawiać, że po takich zwyżkach w USA rozpocznie się dzisiaj korekta i to może nieco chłodzić nastroje.
Problemem dla naszego rynku jest to, że w USA w poniedziałek giełdy pracują, a w obecnej sytuacji taka poniedziałkowa sesja może się okazać u nas zimnym prysznicem dla naszego rynku we wtorek.
W USA nastroje były od rana znakomite. W niczym nie zmieniła ich publikacja neutralnych danych makroekonomicznych.
Fed z pewnością będzie chciał uspokoić rynek. Co z tego wyjdzie? Zapewne wzrost indeksów. Przypominam jednak, że cokolwiek by się nie stało to prawdziwą reakcję często widzimy dopiero dzień później.
Dolar rano kosztował 100,3 jenów, czyli najmniej od 13 lat. Najważniejsze było jednak to, że pękło wsparcie na poziomie 101,5 jenów, a to otwiera przed dolarem przepaść.
We wtorek w USA i na rynkach europejskich liczyła się tylko interwencja Fed. Interwencja, bo jak inaczej nazwać to, co tuż przed rozpoczęciem sesji zrobiła Rezerwa Federalna?
Jeśli patrzyło się na kalendarium to można było oczekiwać, że rynki finansowe w USA będą bardzo spokojne. Nic z tych rzeczy.
Generalnie w piątek liczyło się tylko jedno - raport z amerykańskiego rynku pracy. Okazało się, że był fatalny.
Tydzień na GPW rozpoczęliśmy w kiepskich nastrojach. Sporych rozmiarów piątkowe spadki w USA przełożyły się na niskie otwarcie na naszym parkiecie.
Jeśli patrzyło się przed rozpoczęciem sesji w USA na kalendarium to można było założyć, że czeka nas spokojna sesja. Nic z tych rzeczy. O spokoju nie było mowy, mimo że raporty makro nie były tak złe jak można było oczekiwać.
Początek środowej sesji w Europie był łatwy do przewidzenia. Ocalenie wsparć.
Nie da się przewidzieć, jak rozwinie się ta sesja. Jedno wydaje się być pewne. Indeksy zarówno w USA jak i w Europie oraz u nas stoją tuż nad wsparciami i trzeba będzie naprawdę mocnych, negatywnych impulsów, żeby te wsparcia przełamać.
Koniec tygodnia na rynkach amerykańskich pokazał, że obrona giełd po publikacji fatalnych danych makro w poprzednich kilku dniach nie na długo starczyła.
Koniec tygodnia na rynkach amerykańskich pokazał, że obrona giełd po publikacji fatalnych danych makro w poprzednich kilku dniach nie na długo starczyła.
Poniedziałkowe notowania rozpoczęliśmy w dobrej atmosferze. Wzrostowa końcówka poprzedniego tygodnia w wykonaniu Amerykanów oraz poranne 3% w Japonii napawało optymizmem.
Pisałem we wtorek, że jeśli się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Po sesji wtorkowej muszę dodać C. Myślę, że po niej niejeden analityk kręci z niedowierzaniem głową.
Zachowanie naszego rynku, gdzie znowu wczoraj panował marazm, może niejednego aktywnego gracza zniechęcić, ale przypominam stare powiedzenie Wall Street - nie skraca się (nie gra się na spadki) nudnego rynku.
Tydzień rozpoczęliśmy bardzo dobrze. Brak sesji za oceanem „byki" wykorzystały do podciągnięcia cen na wyższe poziomy. WIG20 zbliżył się do lokalnego szczytu z poprzedniego tygodnia. Kolejne dni wyglądały już gorzej.
W Stanach handel na rynkach finansowych był znowu bardzo nerwowy. Reagowano przede wszystkim na publikację danych makroekonomicznych, co może trochę dziwić, skoro dzień wcześniej zostały one całkowicie zlekceważone, mimo że tez były bardzo słabe.
Środowa sesja w USA była jedną z najdziwniejszych, jakie w ostatnim czasie widziałem.
Można powiedzieć, że Amerykanie zastawili na Europejczyków klasyczną pułapkę.
W poniedziałek WIG20 otworzył notowania na lekkim minusie, jednak w dalszych godzinach w ślad za niemieckim DAX ruszył na północ.
Początek tygodnia na GPW, podobnie jak na innych europejskich parkietach, przyniósł ponad jednoprocentową przecenę.
Poniedziałkowe święto w USA i brak notowań na tym rynku zapowiadały nudny i spokojny dzień sesyjny na pozostałych parkietach świata. Tak zazwyczaj było, ale nie tym razem.
W USA inwestorzy mieli kolejny trudny dzień. Zaczął się on już przed sesją, a właściwie nawet już po sesji wtorkowej. Wtedy to raporty kwartalne opublikowały Texas Instruments i Apple.
Po trzech dniach odpoczynku Amerykanie mieli twardy orzech do zgryzienia, bo przecież w poniedziałek indeksy na całym świecie gwałtownie spadły, a w Azji w nocy przecena był kontynuowana.