Słabnący dolar to najlepszy sygnał zbliżających się obniżek stóp. Klasycznie zareagowały na osłabienie amerykańskiej waluty surowce - ceny wzrosły. Ciekawe było to, że cena ropy zaatakowała poziom rekordu wszech czasów, mimo, że OPEC postanowił podnieść od listopada wydobycie ropy.
Poniedziałek giełdy europejskie rozpoczęły lekkim wzrostem indeksów, co było normalną reakcję po dużych, piątkowych, spadkach. Jednak już po dwudziestu minutach popyt spasował i indeksy zaczęły się osuwać.
Mamy teraz bardzo trudną sytuację. Zostały wygenerowane sygnały sprzedaży, a trwałe (podkreślam słowo „trwałe") przełamanie poziomu 3,500 pkt. powodowałoby, że na wykresach powstałaby formacja nieregularnego podwójnego szczytu, a to zapowiadałoby dalszą przecenę.
Podsumowując, tydzień zakończyliśmy ponad 100pkt. przeceną WIG20 i bez wyraźnego rozstrzygnięcia co do kierunku. W dalszym ciągu losy naszej giełdy zależą od nastrojów na zachodnich parkietach, czego namacalnym dowodem był miniony tydzień.
Tydzień zamyka się mocnym akcentem, czyli publikacją miesięcznego raportu z amerykańskiego rynku pracy. Pozostałe dwa raporty, czyli niemiecka produkcja przemysłowa i amerykańskie zapasy w hurtowniach są praktycznie bez znaczenia, co nie znaczy, że nie należy się im przyglądać.
W środę od rana złoty tracił w stosunku do dolara i euro reagując na spadki kursu EUR/USD i USD/JPY. Przed 11.00 globalne rynki zmieniły kierunek, a to zaczęło odwracać trend również w Polsce.
Wtorkowy poranek na rynkach europejskich nie wyglądał najlepiej. Indeksy giełdowe spadały o około 0,5 proc. Osuwały się też kursy EUR/USD i USD/JPY.
W poniedziałek w USA było święto (Dzień Pracy), więc amerykańskie rynki finansowe odpoczywały. Taka sytuacja zazwyczaj znacznie ogranicza aktywność na rynkach globalnych (szczególnie w Europie).
W piątek nasz rynek walutowy zachowywał całkowity spokój. Nawet wzrosty kursów EUR/USD i USD/JPY nie zmieniły tej sytuacji. Czekano na nowe impulsy, a przede wszystkim na wystąpienie szefa Fed.
W czwartek nasz rynek walutowy podlegał naciskom z kilka stron. Spadek kursu EUR/USD i USD/JPY powinien naszą walutę osłabiać. Również niezwykła wprost zaostrzenie sytuacji politycznej nie mogło jej pomagać.
W środę giełdy europejskie rozpoczęły sesję niewielkimi, nieprzekraczającymi jednego procenta, spadkami, które zresztą bardzo szybko się zmniejszyły. Widać było, że gracze nie potraktowali dużych spadków amerykańskich indeksów jako powrotu do trendu spadkowego.
Prawdziwym testem tego, czy przechodzimy do spadków jest jednak dopiero 3.250 pkt., a do tego jeszcze daleko. Inaczej mówiąc czekamy na nerwową sesję, ale nie na sygnał zakończenia wzrostowej korekty.
Wyraźnie widać, że Amerykanie, którzy traktowali kupno nieruchomości jako inwestycję na rzazie ciągle wstrzymują się ze sprzedażą domów po niskiej cenie. Pytanie, jak długo wytrzymają.
W piątek złoty od początku dnia wzmacniał się idąc za rosnącymi kursami EUR/USD i USD/JPY. Niczego w obrazie rynku nie zmieniła publikacja danych makro. Odnotujmy jednak, że stopa bezrobocia spadła do 12,2 proc., a sprzedaż detaliczna wzrosła o 17,1 proc. (praktycznie zgodnie z prognozami).
Poniedziałkowe notowania rozpoczęliśmy w dobrych nastrojach po piątkowym odreagowaniu spadków. Niestety wysokie otwarcie zostało wykorzystane do realizacji zysków (brak wiary we wzrosty), przez co byliśmy świadkami osuwania się indeksów na coraz niższe poziomy.
Jeszcze dwa dni temu osuwanie indeksów na innych giełdach europejskich doprowadziłoby do panicznej wyprzedaży - w czwartek zmniejszyło jedynie skalę zwyżki indeksów.
Gracze czekać będą na dane o sprzedaży nowych domów, ale wydaje się, że musiałyby być naprawdę bardzo złe, żeby przełożyły się na spadki cen akcji i osłabienie dolara.
W środę gracze na rynkach europejskich, podobnie zresztą jak i na azjatyckich, nie przejęli się bardzo słabą reakcją rynku amerykańskiego na obietnice Bena Bernanke, szefa Fed.
Wtorek złoty rozpoczął od osłabienia. Winny był tym razem wyłącznie wzmacniający się japoński jen, a nie ruchy kursu EUR/USD (ten się stabilizował).
Na giełdach europejskich początek poniedziałkowej sesji był bardzo obiecujący. Inwestorzy, zachęceni potężnymi wzrostami indeksów na rynkach azjatyckich, ruszyli do kupna akcji.
W piątek złoty, po nocnej, ostrej przecenia, odrabiał straty. Pomagał naszej walucie rosnący kurs USD/JPY i EUR/USD. Poza tym całkiem naturalne było, że część graczy chciała przed weekendem zrealizować krótkoterminowe zyski.
W mijającym tygodniu na warszawskim parkiecie na pewno nie zabrakło emocji. W skrócie można to podsumować w następujący sposób: wzrostowa sesja w poniedziałek, spadkowa we wtorek, brak handlu w środę, dramat w czwartek i euforia w piątek.
Czwartkowa sesja w Europie rozpoczęła się dwuprocentowym spadkiem indeksów. To sporo, ale nadal daleko do paniki, która panowała w nocy na rynkach Ameryki Południowej i Azji.
Nie radziłbym oceniać teraz rynku w normalny dla ostatnich laty sposób. Sytuacja, jak to mówią politycy, zmienia się dynamicznie i nie wiadomo, co może nas spotkać w dosłownie każdej minucie.
Najgorsze jest to, że jutro jest święto, ale tylko w Polsce. Gracze mogą się bać tego, co zobaczą po powrocie w czwartek na parkiet, bo przecież wszyscy wiedzą, że w każdej chwili na rynek trafić może informacja, która znowu wywoła przecenę.
Początek piątkowej sesji na giełdach europejskich był łatwy do przewidzenia. Indeksy spadały po około dwa procent.
Miniony tydzień na długo zapadnie inwestorom w pamięci. Szczególnie ze względu na dużą zmienność rynku z jaką mieliśmy do czynienia.
Na naszym rynku walutowym też widać było wpływ oświadczenia BNP Paribas. Złoty po jego publikacji gwałtownie osłabł idąc na spadkiem kursu EUR/USD i USD/JPY.
Zachowanie rynków amerykańskich doprowadziło w środę do wzrostu indeksów w Eurolandzie. Nadal wzmacniał się też dolar. Jednak przed południem trendy się zmieniły - indeksy zaczęły się osuwać, a kurs EUR/USD ruszył na północ.
Jeśli nie nadejdą nowe informacje z rynku długu, najbardziej prawdopodobne jest, że rynki będą kontynuowały wczorajsze trendy.