Poniedziałek nie jest ostatnio dobrym dniem dla giełdowych graczy. Można byłoby pomyśleć, że w weekend mają więcej czasu na rozmyślania o stanie światowej gospodarki i po takiej refleksji w ich głowach jest więcej obaw o przyszłość giełd.
Miniony tydzień na parkiecie miał dwa oblicza. Pierwsze było zdecydowanie czarne, bądź jak kto woli - krwawe.
Bardzo dobry dzień mają za sobą inwestorzy giełdowi. W górę poszły prawie wszystkie spółki - w sumie aż 309 na 350 notowanych - oraz indeksy.
Jeśli po spadku cen o 25-40 proc. można powiedzieć coś optymistycznego o sytuacji na giełdzie, to taki moment optymizmu właśnie nadszedł. W środę po raz drugi z rzędu warszawski parkiet zachowywał się znacznie lepiej, niż inne rynki europejskie.
Prawdziwy thriller przeżyli we wtorek inwestorzy na warszawskiej giełdzie. Od czarnej rozpaczy poprzez ekstazę po chwile zwątpienia - nastroje zmieniały się w iście błyskawicznym tempie.
WIG spada o 5,5 proc. WIG20 w dół o 6,7 proc. Akcje KGHM - minus 9 proc., a PKO BP przeceniony o prawie 10 proc. Czy trzeba więcej słów, by oddać rozmiar katastrofy, która spotkała wczoraj inwestorów giełdowych?
Po sześciu tygodniach niemal nieprzerwanych spadków nerwy inwestorów są w strzępach. Ale w czwartek i piątek przed weekendem pojawiło się światełko w tunelu.
Czwartkowa sesja przyniosła wreszcie długo wyczekiwane i wypatrywane przez inwestorów tęsknym wzrokiem odbicie.
W środę na warszawskiej giełdzie znów zapachniało krachem. W połowie sesji niektóre indeksy spadały o ponad 5 proc. i wydawało się, że za chwilę puszczą wszelkie hamulce. Nie puściły, a inwestorzy w dalszym ciągu pozostają w niepewności.
Kiedy już wydawało się, że nasz rynek przygotowuje się do zakotwiczenia i znalezienia - przynajmniej na jakiś czas - w miarę twardego dna, przyszedł cios, który trafił inwestorów w samo serce.
Poniedziałkowa sesja niestety nie powstrzymała spadków na warszawskiej giełdzie, choć przebieg notowań zdaje się sugerować, że jest już coraz bliżej przesilenia.
Przed nowym tygodniem na parkiecie inwestorzy zadają sobie chyba tylko jedno pytanie: czy może być jeszcze gorzej? Tylko od poniedziałku do piątku indeks WIG stracił ponad 7 proc., zaś od początku 2008 roku - już ponad 10 proc.
Miało być dno, a była kolejna odsłona dramatu. Tylko tak można podsumować czwartkową sesję na parkiecie. Indeksy spadały nieprzerwanie prawie przez cały dzień
Inwestorzy nie mają zapewne aż tak dobrych nastrojów, by podśpiewywać sobie przed czwartkową sesją na warszawskiej giełdzie. A najlepiej pasowałby do tego stary przebój zespołu T-Love zaczynający się od słów „Stany, Stany, szalona jazda, zjednoczonych łopot flag”.
We wtorek na warszawskiej giełdzie posiadacze akcji mogli wreszcie odetchnąć z ulgą. Ceny przestały spadać, pojawił się popyt na akcje i wzrosły obroty.
W poniedziałek na warszawskiej giełdzie inwestorzy realizowali najgorszy możliwy scenariusz. Po piątkowej ostrej przecenie w USA gracze od razu przystąpili do sprzedawania akcji.
Część inwestorów zapewne zadaje sobie to pytanie po fatalnej końcówce poprzedniego tygodnia na parkietach. Chodzi głównie o parkiety światowe, bo nasz rodzimy indeks WIG20 spadł w skali tygodnia tylko o 1,7 proc.
Graczy, którzy obawiali się ostrej zwałki cen po słabych danych makroekonomicznych z USA spotkało w czwartek mile rozczarowanie.
Dość dziwny przebieg miała środowa sesja na warszawskiej giełdzie. Inwestorzy, którzy handlowali akcjami po raz pierwszy w nowym roku, dość długo nie mogli się zdecydować jaki kierunek obrać.
Trzeba mieć nadzieję, że nowy rok zacznie się lepiej, niż skończył się stary.
Bardzo niewiele działo się na przedostatniej w tym roku sesji giełdowej. Tak, jak można się było spodziewać, kupujący niewielkim nakładem sił i środków podnosili indeksy do góry, a obroty były bardzo niskie.
W czwartek po raz drugi z rzędu na parkiecie panowała jako-taka stabilizacja. Może nawet coś więcej, bo przecież WIG20 zyskał 0,75 proc., zaś indeksy małych i średnich spółek z grubsza utrzymały poziom z poprzedniego dnia.
Wciąż nerwowo na warszawskim parkiecie. WIG20 spadł o symboliczne 0,1 proc. i utrzymał się w okolicach 3420 pkt., czyli ok. 3 proc. ponad dnem z końca sierpnia.
Takie sesje, jak wtorkowa to raj dla giełdowych spekulantów i koszmar dla nowicjuszy o słabych nerwach. Końcowe wyniki - spadek WIG20 o 0,9 proc. i indeksu całego rynku WIG o 0,5 proc. - w żadnym stopniu nie odzwierciedla ładunku emocji, który łączył się z siedmioma godzinami wtorkowego handlu.
Fatalnie zaczął się tydzień na warszawskiej giełdzie. Wszystkie indeksy ostro poszły w dół i to nawet bardziej, niż w końcówce ubiegłego tygodnia.
Miniony tydzień przyniósł inwestorom wielkie rozczarowanie i zaprzepaścił wszystkie zdobycze z początku grudnia. Zarówno indeks największych spółek WIG20, jak i barometr nastrojów średniaków mWIG straciły na wartości 3-3,5 proc.
Miniony tydzień przyniósł inwestorom wielkie rozczarowanie i zaprzepaścił wszystkie zdobycze z początku grudnia. Zarówno indeks największych spółek WIG20, jak i barometr nastrojów średniaków mWIG straciły na wartości 3-3,5 proc.
Dość zaskakujący był przebieg czwartkowej sesji na warszawskiej giełdzie. Po tym, jak inwestorzy mężnie znieśli rozczarowanie zgotowane przez amerykański bank centralny, który obniżył stopy procentowe tylko o 0,25 proc., wydawało się, że optymiści pójdą za ciosem.
Zawód, który sprawił inwestorom amerykański bank centralny, tnąc stopy procentowe „tylko” o ćwierć punktu procentowego, zgodnie z oczekiwaniami przełożył się na nastroje na warszawskiej giełdzie. Ale miny zafrasowanych inwestorów w ciągu dnia stopniowo łagodniały, by pod koniec handlu rozpromienić się uśmiechami.
To, czego inwestorzy na całym świecie oczekiwali od dobrych kilku tygodni we wtorek stało się faktem – amerykański bank centralny obniżył po raz kolejny stopy procentowe.