Tydzień zaczął się na warszawskim parkiecie od dość długo oczekiwanego wydarzenia - przebicia przez WIG20 bariery 3700 pkt. Według analityków powinno to skutkować początkiem nowej fali wzrostów, która mogłaby wynieść indeks o przynajmniej 5-10 proc. w górę.
Przed kolejnym tygodniem inwestorzy lokujący pieniądze na warszawskiej giełdzie są w pozycji boksera, który ma swojego przeciwnika w narożniku i szykuje się do zadania ostatecznego ciosu, posyłającego rywala na deski.
W czwartek inwestorom udało się obronić zdobycze środowej sesji. Z coraz większym prawdopodobieństwem trafnego osądu można więc poprzeć tezę, że hossa wciąż trwa, a rynek właśnie zakończył trwającą od sierpnia spadkową korektę
W środę inwestorzy giełdowi dostali prezent od Świętego Mikołaja. Prezent bardzo miły, bo któż by się spodziewał takiej eksplozji optymizmu? Zwłaszcza po mizernym początku tygodnia.
We wtorek ceny akcji w Europie Zachodniej spadały i to wyraźnie - od 0,4 proc. we Frankfurcie do aż 1,4 proc. w Paryżu. Na tym tle dokonania naszego WIG20 należy ocenić jako okazałe
Weekend wyraźnie ochłodził inwestorski zapał do zakupów i na parkiecie w poniedziałek nie udało się przedłużyć wzrostowej passy.
Druga część minionego tygodnia mogła napełnić inwestorów umiarkowanym optymizmem.
Czwartkowa sesja nie była już na parkiecie tak udana, jak poprzednia. Pewnym usprawiedliwieniem asekuracji graczy mogą być znów nieco gorsze nastroje na parkietach zachodnioeuropejskich.
Wtorkowe bardzo niskie obroty na warszawskim parkiecie trafnie podpowiedziały wyczerpujący się potencjał sprzedających. W środę już od południa na parkiecie niepodzielnie rządził popyt.
Na warszawskiej giełdzie trwa osuwanie się indeksów. Barometr największych spółek WIG20 stracił na wartości 1,6 proc. i jest to o tyle zła wiadomość, że spadł definitywnie poniżej 3500 pkt.
Ubiegły tydzień minął na parkiecie pod hasłem szukania twardego dna. W przypadku największych spółek oraz ich indeksu WIG20 już na początku tygodnia udało się zakotwiczyć w okolicach 3500-3600 pkt.
Trwa huśtawka nastrojów na warszawskim parkiecie. Tym razem wahadło przechyliło się na stronę kupujących. Przynajmniej w sektorze największych spółek, których indeks WIG20 poszedł w górę o ponad 1,2 proc., oddalając się na odległość ponad 1 proc. od niebezpiecznej granicy 3500 pkt.
Poniedziałek był już drugim dniem z rzędu, kiedy ceny akcji nie spadały. WIG zyskał co prawda tylko 0,07 proc., ale za to ugruntował swoją pozycję w okolicach 55,5 tys. pkt. Pytanie tylko na jak długo.
Przed nowym tygodniem na warszawskiej giełdzie wielu inwestorów zapewne zadaje sobie pytanie o ile jeszcze musi spaść rynek, by dotrzeć do twardego dna.
Inwestorzy mają zapewne jeszcze ciężkiego kaca po czwartkowej sesji, a tu trzeba znów wracać do giełdowej gry.
Uspokojenie nastrojów i zarzucenie kotwicy cenowej przez największe spółki jest też jedynym lekarstwem mogącym uzdrowić sytuację na rynku mniejszych spółek.
Strach wciąż rządzi na warszawskim parkiecie. Ale po złym zakończeniu tygodnia na Oceanem chyba nikt nie oczekiwał, że nasza giełda będzie w poniedziałek oazą hossy.
Katastrofa: tym jednym słowem można opisać przebieg ubiegłego tygodnia na warszawskiej giełdzie. Inwestorzy uciekali od akcji niemal przez cały czas, indeks największych spółek WIG20 od poniedziałku do piątku straci łok.5,5 proc., zaś indeksy średnich i małych spółek mWIg i sWIG - od 7,5 do 8,5 proc.
Na warszawskiej giełdzie szaleją spadki. W czwartek rano wydawało się wręcz, że będziemy mieli mały krach. Po dwuprocentowej środowej przecenie WIG20 zaczął czwartek prawie 3 proc. na minusie!
Wtorkowa sesja przyniosła inwestorom iskierkę nadziei na zakończenie złej passy, która trapi ich od kilku dni. Co prawda trudno wpadać w entuzjazm z powodu symbolicznego wzrostu indeksu WIG20 o 0,01 proc. (tak, tak - zaledwie o jedną setną procenta!), ale lepszy rydz...
Nowy tydzień na warszawskim parkiecie zaczął się od spadków i chyba inwestorzy nie mają już żadnych wątpliwości, że w najbliższych dniach czekają ich trudne momenty.
Pod niemałą presją znajdą się w tym tygodniu inwestorzy na warszawskiej giełdzie.
Gracze na warszawskiej giełdzie po czwartkowej przerwie spowodowanej świętem mają prawo czuć się nieswojo. W czasie pauzy w notowaniach nad Wisłą przez rynki światowe przetoczyło się mnóstwo nowych wydarzeń.
Inwestorzy, którzy w poniedziałek nie palili się do kupowania akcji po rekordowo wysokich cenach, prawidłowo ocenili sytuację. Skoro biciu historycznego maksimum nie towarzyszy praktycznie żaden śródsesyjny wzrost cen, zaś obroty są bardzo niskie, to coś jest nie tak.
Inwestorzy na warszawskiej giełdzie bardzo udanie zaczęli nowy tydzień. WIG20 zyskał 0,8 proc. i pobił rekord wszech czasów.
Poprzedni tydzień niewiele wyjaśnił jeśli chodzi o przyszłość warszawskiej giełdy. Z jednej strony mieliśmy kolejne nieudane próby pokonania strefy 3900-3910 pkt. i pobicia nowych historycznych rekordów.
Próba pobicia historycznego rekordu przez indeks WIG20 znów się nie udała. Po dobrej środowej sesji na parkietach amerykańskich wydawało się, że kolejny już w ostatnich dniach atak na strefę 3900-3910 pkt. - tę samą, w której zakończyła się latem tego roku hossa - może zakończyć się powodzeniem.
Jeśli inwestorzy w USA zapomną o zagrożeniach dla amerykańskiej gospodarki - a takie okresy amnezji często im się zdarzają - to szczyt może jeszcze paść.
Prawdziwą metamorfozę przeżyła we wtorek warszawska giełda. Dotyczyła ona zwłaszcza największych spółek, których indeks WIG20 zyskał aż 2,6 proc. i zbliżył się na wyciągnięcie ręki do poziomu 3900 pkt.