Nadzieje na to, że trwający od kilku dni giełdowy przekładaniec jest zapowiedzią odbicia cen w górę, prysły w środę niczym bańka mydlana.
Nastroje inwestorów we wtorek z lekka się poprawiły, aczkolwiek jest spore ryzyko, że to poprawa tylko chwilowa. Słabe nastroje na parkietach amerykańskich mogą zahamować kiełkujące odbicie cen.
Nastroje na parkiecie są wciąż bardzo nerwowe. Poniedziałkowa sesja po całkiem dobrym otwarciu zakończyła się spadkami głównych indeksów.
Gdyby nie dwie ostatnie sesje tygodnia, podczas których indeks nieco drgnął w górę, nowy tydzień zaczynalibyśmy na najniższym poziomie od niemal dwóch lat.
Czwartek przyniósł wytchnienie inwestorom, których portfele ostatnio przetrzebił początek nowej fali bessy. Bo już chyba nikt nie ma wątpliwości, że właśnie w ten sposób trzeba interpretować ostatnie spadki na parkiecie.
Głęboki zawód spotkał w środę inwestorów, którzy liczyli na to, że po wtorkowych ostrych spadkach - na rynkach niektórych spółek zahaczających nawet o panikę - nastąpi odreagowanie.
Ponad 2,8-procentowy spadek indeksu największych spółek WIG20 i przełamanie przezeń zarówno styczniowego, jak i marcowego dołka (2733 pkt. na zamknięciu) dostarczają jak najgorszych przeczuć na przyszłość.
Początek nowego tygodnia jest dla inwestorów zły, ale też chyba mało kto spodziewał się, że będzie inaczej.
Gdyby przebieg meczu Polska-Niemcy w finałach Euro 2008 miał wyznaczać nastroje na parkiecie, to należałoby się spodziewać niskich obrotów.
Skołatane nerwy inwestorów w czwartek zostały nieco uspokojone. Nie było bowiem kontynuacji mocnej przeceny z poprzedniego dnia, czego można było się obawiać, obserwując nerwowe reakcje inwestorów.
Spadek WIG20 o nieco ponad 2 proc. i przecena indeksów mniejszych spółek - mWIG40 i sWIG80 - o prawie procent to zbyt wiele, by mówić o pechu, czy przypadku.
Po wtorkowej sesji na giełdzie inwestorzy mają nieco lepsze nastroje, ale tylko niektórzy - ci posiadający w portfelach akcje dużych spółek.
Nowy tydzień nie zaczął się dla inwestorów najlepiej. Po kilku dość płaskich sesjach w poniedziałek ceny znów lekko spadły. WIG20 stracił pół procenta, osuwając się się poniżej bariery 2900 pkt.
Miniony tydzień na parkiecie przyniósł stabilizację nastrojów oraz notowań większości spółek. Ale powodów do radości za bardzo nie ma, bo owa stabilizacja to raczej porażka, niż sukces inwestorów liczących na powrót hossy.
Inwestorzy, których portfele są wypełnione po brzegi akcjami, nie mają ostatnio spokojnego czasu. Pozornie na rynku dzieje się niewiele, bo indeksy falują bezładnie wokół poziomów z końca ubiegłego tygodnia.
Przez większą część dnia indeks największych spółek WIG20 utrzymywał się na plusie, ale po popołudniowym fiksingu podsumowano jego wartość zaledwie na 2909 pkt., czyli 0,2 proc. niżej od poniedziałkowego zamknięcia.
Po czterech z rzędu spadkowych sesjach inwestorom niewiele było trzeba, by od nowego tygodnia mogli poczuć oddech ulgi. Wystarczyło niewielkie odbicie cen w poniedziałek.
Inwestorzy na warszawskiej giełdzie mają za sobą traumatyczny tydzień. Spadki nie były może bardzo znaczące, ale za to męczące - na cztery sesje w tygodniu wszystkie zakończyły się na minusie, zaś indeks największych spółek WIG20 spadł od poniedziałku do piątku o 4 proc., schodząc poniżej psychologicznej bariery 3000 pkt.
Trzy z rzędu spadkowe sesje - tak przebiegał do tej pory tydzień na warszawskiej giełdzie. W piątek, po jednodniowym odpoczynku spowodowanym świętem Bożego Ciała, inwestorzy wrócą do handlu.
Sytuacja na parkiecie staje się coraz bardziej nieciekawa. Słabość warszawskiej giełdy się pogłębia i o ile jeszcze w poniedziałek - przy wzrostach na innych parkietach - polskie akcje spadały umiarkowanie, o tyle we wtorek przecena była już znacząca.
Smutno i deszczowo zaczął się nowy tydzień. Depresję u inwestorów giełdowych mogła wywołać nie tylko pogoda za oknem, ale i wydarzenia na parkiecie.
Miniony tydzień nie przyniósł wybicia, tak oczekiwanego przez graczy z portfelami pełnymi akcji. Dobre sesje, na których widać było popyt potwierdzony wzrastającymi obrotami, przeplatały się ze słabszymi dniami, jak na złość też wyróżniającymi się intensywnością handlu.
Czwartkowe notowania na giełdzie mocno stonowały dobre nastroje graczy, rozbudzone dzień wcześniej zwyżką cen przy sporych obrotach. W czwartek aktywność handlujących była jeszcze większa, ale ceny akcji już spadały.
Środowa sesja nie należała do najciekawszych. Szczerz pisząc niejednego inwestora mogła zanudzić na śmierć.
Graczom nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na pojawienie się na naszej giełdzie poważniejszego kapitału zagranicznego. Ostatnie tygodnie na parkiecie dowiodły, że krajowy kapitał nie jest w stanie samodzielnie wygenerować wystarczającej ilości zleceń kupna, by pociągnąć giełdę do góry.
Tak płaskiego wykresu WIG20 inwestorzy nie obserwowali już dawno. W ciągu całego dnia indeks największych spółek łagodnie falował, zmieniając się w zakresie zaledwie kilkopunktowym - między 3025 a 3035 punktów.
Najbliższe dni na parkiecie zapowiadają się bardzo ciekawie. Bardzo dobre wyniki spółek - zwłaszcza niektórych firm budowlanych i niemal wszystkich banków - powinny znaleźć odzwierciedlenie w cenach.
Rynek się ożywił, a to oznacza, że rosną szanse na wybicie z płaskiego trendu. Na razie jeszcze ono nie nastąpiło: WIG20 musiałby przebić się przez strefę 3100-3150 pkt.
Nareszcie z czystym sumieniem możemy mówić o naprawdę udanej sesji na warszawskiej giełdzie. WIG20 poszedł w górę o prawie 2 proc., a indeks całego rynku WIG o nieco ponad 1,5 proc.
We wtorek na parkiecie można było umrzeć z nudów. Działo się niewiele, ceny przez większą część sesji osuwały się pod własnym ciężarem i tylko dość wysokiemu punktowi wyjścia zawdzięczamy, że skończyło się na niewielkim plusie.