Nowy tydzień zaczął się na warszawskiej giełdzie znacznie lepiej, niż mogliby przewidywać realistycznie oceniający nastroje inwestorzy.
Miniony tydzień na parkiecie zdołował nastroje inwestorów. Dosłownie i w przenośni, bo indeksy giełdowe niemal dotknęły dna bessy z 21 stycznia.
Inwestorzy, którzy liczyli na to, że środowy wystrzał optymizmu jest jakimś przełomem, w czwartek musieli swe nadzieje porzucić. Rynek powrócił do spadków.
Miało być dużo emocji i było. Środowa sesja należała do tych nielicznych momentów na giełdzie, kiedy mogło się zdarzyć wszystko, łącznie z kolejnym minikrachem.
Przed środową sesją warto mocno trzymać się swoich foteli, bo pewnie będzie mocno rzucało. Wcale nie jest powiedziane, że turbulencje zakończą się przełamaniem styczniowych dołków, ale wojna nerwów jest nie do uniknięcia.
Nowy tydzień zaczął się niemal dokładnie tak samo, jak skończył się poprzedni.
Nadchodzący tydzień na pewno będzie obfitował w emocje. Jego końcówka była już małym trzęsieniem ziemi, a przynajmniej portfeli posiadaczy akcji.
Inwestorzy giełdowi na dobre wpadli chyba w zimową depresję. Nie mają chęci do handlowania akcjami - obroty w czwartek nie przekroczyły 1,1 mld zł - a ci, którzy pojawiają się na parkiecie, w większości powodują swoimi zleceniami spadki cen.
Opadające pod własnym ciężarem - a raczej pod ciężarem niewielkich zleceń sprzedaży przy całkowitej bierności popytu - ceny akcji to obrazek, który obserwujemy na parkiecie od ponad tygodnia.
Niestety, inwestorzy giełdowi mieli tylko jeden dzień odpoczynku od spadków. Po poniedziałkowych minimalnych zwyżkach indeksów we wtorek mieliśmy większą zniżkę.
W dalszym ciągu nie udało się na dobre wydobyć ze strefy 3070 pkt. widocznej na wykresie WIG20. Póki to nie nastąpi, z dnia na dzień będzie rosło ryzyko wybicia rynku w dół.
Kompletna inercja popytowej strony rynku - tak wyglądała większa część ubiegłego tygodnia na warszawskim parkiecie. Ceny akcji osuwały się pod własnym ciężarem i gdyby nie równie ospała postawa sprzedających, mogłoby być naprawdę niewesoło.
Czwartkowa sesja tylko tym była podobna do dwóch poprzednich, że indeksy znów nie zmieniły zbytnio swojej wartości.
W środę inwestorom giełdowym nie udało się powtórzyć wyczynu z wtorkowej sesji, kiedy jakimś cudem wyciągnęli indeksy niemal na zero po ponad dwuprocentowych porannych stratach.
Wtorkowa sesja miała pokazać na ile poniedziałkowe fajerwerki były jednorazowym wybrykiem optymistów, hasających na parkiecie pod nieobecność świętujących kolegów ze Stanów Zjednoczonych, a na ile przejawem rzeczywistej siły rynku.
W poniedziałek gracze na warszawskiej giełdzie, ale też i na innych parkietach Europy, zachowali się jak rozbrykane dzieciaki, które nagle zauważyły, że nie ma obok nich rodziców i wszystko wolno.
No i stało się. Po pięciu dniach wzrostów cen akcji pod koniec tygodnia na warszawskim parkiecie przyszedł czas na odpoczynek.
Środowa sesja była pewnego rodzaju testem inwestorskich nastrojów i układu sił na parkiecie. Po wtorkowej eksplozji popytu musiała nastąpić naturalna chęć do zrealizowania szybkich zysków.
Tak dobrej sesji dla posiadaczy akcji nie było na parkiecie od kilkunastu dobrych tygodni. Indeks największych spółek WIG20 we wtorek wzrósł aż o 3,8 proc., zaś barometr nastrojów na całym rynku WIG - o niemal 3 procent.
Akcje na warszawskiej giełdzie w poniedziałek lekko poszły w górę, ale inwestorzy kupowali je bez większego przekonania.
Czwartkowa sesja na warszawskim parkiecie miała aż trzy oblicza. Pierwsze to marazm i próby odrabiania strat do granicy 3000 pkt., opuszczonej w zeszłym tygodniu.
Po środowej sesji inwestorzy z akcjami w portfelu mieli o wiele pewniejsze miny, niż przed nią. Bo jeszcze rano gracze mieli pełne prawo, by obawiać się nie lada pogromu.
Małe trzęsienie ziemi spotkało we wtorek posiadaczy akcji. W ciągu jednego dnia giełdowe indeksy straciły wszystkie zdobycze, które pracowicie ciułały przez cały ubiegły tydzień.
Poniedziałek nie był co prawda złym dniem dla posiadaczy akcji - indeks WIG poszedł w górę o 0,7 proc., ale jednak można zauważyć, że w maszynce do kupowania akcji coś się zaczyna zacinać.
Miniony tydzień mógł znacznie poprawić humory giełdowym inwestorom. Główny indeks WIG20 zyskał między poniedziałkiem, a piątkiem ok. 3 proc. i w ostatnim dniu tygodnia udało mu się przebić poziom 3000 pkt.
WIG20 nie zdołał się utrzymać powyżej bariery 3000 pkt Co prawda trudno byłoby mieć na to wielkie nadzieje, bo w środę indeks przebił ją ledwie o 14 pkt., zaś amerykański bank centralny wieczorem nie dał inwestorom wielkich powodów do entuzjazmu
W środę przez cały dzień inwestorzy oczekiwali na decyzję amerykańskiego banku centralnego. O tym, że było to bardzo nerwowe oczekiwanie świadczy choćby wykres indeksu WIG20
W tym tygodniu, tak jak w kilku poprzednich, inwestorzy nie mogą narzekać na brak wrażeń i emocji. Na szczęście teraz są to emocje na przemian pozytywne i negatywne, a nie tylko te ostatnie.