Mało kto spodziewał się w poniedziałek wzrostów cen polskich akcji. Wprawdzie zaskakująco wysokie zwycięstwo wyborcze liberalnej prawicy powinno cieszyć inwestorów, ale na drugiej szali tej wagi były złe wieści z giełd amerykańskich.
Miniony tydzień na parkiecie przyniósł korektę poprzedniej fali wzrostów cen akcji, która wyniosła WIG20 do nowego rekordu wszech czasów. Korekta była powszechnie oczekiwana i chyba mało kto był zaskoczony jej nadejściem. Najwięksi optymiści oczekiwali co najwyżej jeszcze jednej-dwóch rekordowych sesji.
Jeszcze w środę inwestorzy cieszyli się lepszymi, niż oczekiwano, wynikami finansowymi firm w USA, a już w czwartek nastroje były diametralnie inne.
Środowa sesja mogła uspokoić zszarpane nerwy inwestorów, którzy wpadli w nadmiernie czarne nastroje po wtorkowych spadkach. Wprawdzie próba pobicia przez WIG20 po raz drugi w krótkim czasie rekordu wszech czasów z lata się nie udała, ale przebieg środowych notowań pokazał, że to na razie nic straconego.
Ochłodzenie nastrojów na giełdach światowych nie mogło pozostać niezauważone przez naszych inwestorów.
Tydzień na parkiecie zaczął się dla inwestorów od umiarkowanych wzrostów cen większości akcji. Ale mimo wszystko pozostał niedosyt. Jeszcze w trakcie sesji WIG20 był kilka punktów powyżej historycznego rekordu 3910 pkt., pobitego w zeszły czwartek.
Po świetnym tygodniu na warszawskiej giełdzie, podczas którego indeks WIG20 zyskał na wartości prawie 4 proc., bijąc nieznacznie rekord wszech czasów, teraz inwestorzy czekają na kontynuację świetnej passy.
Piątkowa sesja - tak, jak i kilka kolejnych - będzie miała spore znaczenie dla dalszego przebiegu wydarzeń na giełdzie.
Przebieg środowej sesji chyba nikogo na parkiecie nie zaskoczył. Owszem, najwięksi optymiści spodziewali się kontynuacji wzrostów cen po nagłym wystrzale zakupów we wtorek, ale większość analityków obstawiała jednak uspokojenie.
Po kolejnym już w ostatnich dwóch tygodniach wystrzale cen WIG20 osiągnął prawie 3860 pkt. i jest już tylko mniej, niż 1 proc. od rekordu wszech czasów. Czy może go pobić?
Początek tygodnia na warszawskim parkiecie nie pomógł w wykrystalizowaniu sytuacji. Kupującym nie udało się postawić kropki nad i, choć ceny utrzymały się stosunkowo blisko ważnych poziomów.
Poprzedni tydzień na warszawskiej giełdzie przyniósł wstęp do przełomu w trwającej spadkowej korekcie. Po prawie dwóch tygodniach marazmu inwestorzy obudzili się z przedwczesnego snu zimowego, a właściwie zostali z niego wybudzeni przez swoich amerykańskich kolegów.
Po nudnym czwartku - indeks WIG20 zanotował symboliczny spadek o 0,03 proc., zaś indeksy mniejszych spółek mWIG i sWIG poszły w górę o 0,6-0,7 proc. - na parkiecie jest duże prawdopodobieństwo, że w piątek gracze powodów do nudy mieć już nie będą.
Środowe spadki cen akcji - WIG20 zjechał o 0,7 proc., zaś mWIG o 0,3 proc. - nie były dla nikogo zaskoczeniem i nie popsuły zanadto inwestorskich nastrojów.
Radykalna zmiana nastrojów na warszawskim parkiecie. Wystrzał optymizmu w poniedziałkowy wieczór na giełdach amerykańskich był tak duży, że wyrwał ze snu zimowego nawet graczy w Warszawie.
Bez fajerwerków zaczął się nowy tydzień na giełdowym parkiecie. Ponad trzy razy więcej spółek spadło, niż wzrosło, a indeksy średnich i małych spółek - mWIG i sWIG - straciły od 1,2 do 1,5 proc.
Miniony tydzień wprowadził do inwestorskich głów sporo niepewności. Podczas, gdy na rynkach zachodnich - a nawet na innych parkietach Europy Środkowej - ostatnie dni przebiegały raczej pod znakiem wzrostu cen akcji, u nas nastroje inwestorów były nader mizerne.
Coraz bardziej przygnębiający obraz przedstawia warszawska giełda. I nie chodzi nawet o skalę spadków, bo w czwartek indeks WIG stracił raptem tylko 0,33 proc., czyli dokładnie tyle, ile zyskał dzień wcześniej.
W środę inwestorom na warszawskim parkiecie wreszcie udało się przełamać złą passę. Po trzech z rzędu spadkowych sesjach indeksy wzrosły, choć mało kto jest w pełni zadowolony ze skali tej zwyżki. WIG i WIG20 wzrosły zgodnie o 0,33 proc., a indeks średniaków mWIG jeszcze mniej - o nędzne 0,05 proc.
Środowa sesja może zadecydować o tym, czy kilka gorszych dni na giełdzie to tylko spodziewana przez większość analityków korekta wcześniejszej minihossy, czy też zapowiedź gorszych czasów dla posiadaczy akcji.
Początek giełdowego tygodnia nie napawa optymizmem. W poniedziałek indeksy solidarnie straciły na wartości, a najszybciej taniały akcje największych spółek.
Miniony tydzień ożywił nadzieje inwestorów na powrót hossy. Indeksy na dobre odbiły się od dna i mają już za sobą całkiem długi rajd w kierunku szczytów.
Przed piątkową sesją inwestorzy z akcjami w portfelu nie mogą być pewni swego. Entuzjazmu ze środy, wywołanego ostrym cięciem stóp przez amerykański bank centralny, już na parkiecie nie widać, o czym świadczy choćby przebieg czwartkowej sesji.
Gdyby wyniki sesji giełdowych były przedmiotem zakładów bukmacherskich, to w środę zapewne zawieszono by ich przyjmowanie z powodu stuprocentowej przewidywalności.
We wtorkowy wieczór amerykański bank centralny sprawił inwestorom na całym świecie miłą niespodziankę, obniżając stopy procentowe o pół punktu procentowego, choć większość analityków obstawiała cięcie tylko o ćwiartkę.
Początek nowego tygodnia przypominał nieco sam środek leniwego długiego weekendu. Obroty akcjami nie przekroczyły 840 mln zł i były najniższe od początku roku.
Poprzedni tydzień pokazał inwestorom na warszawskiej giełdzie, że są jak liście na wietrze - bezradni w obliczu globalnych wydarzeń.
Przed końcem tygodnia inwestorzy stanęli w obliczu ważnego testu. Po dwóch sesjach odrabiania strat główny indeks WIG20 dotarł niemal do granicy 3650 pkt.
W środę kupujący pokazali lwi pazur. A właściwie pazurek, bo wzrost cen akcji ograniczył się tylko do dużych spółek, zaś wszystko działo się znów przy żenująco niskich obrotach.
Trzeba dużej dozy optymizmu, by wpadać w euforię po wtorkowym odbiciu indeksów na warszawskiej giełdzie. WIG20 zyskał ledwie 0,8 proc., tyle samo co indeks średniaków mWIG.