Piątkowa sesja rozpoczęła się od małych wzrostów. Jak na dzień po spadkach w Stanach było to i tak niezłym wynikiem, ale niestety wynikało głównie z małego obrotu.
Przebicie poziomu 2450 pkt. na WIG20 będzie sygnałem potwierdzającym nadejście Rajdu Świętego Mikołaja, a odbicie się od niej patrząc na poprzednie korekty, powinno skutkować co najmniej 10 proc. przeceną.
Wszyscy, którzy liczyli, że piątek 13-tego przyniesie pecha na rynki musi być rozczarowany.
Wzrostowe otwarcie które mogło otworzyć drogę na północ jest nieprawdopodobne i pozostaje nam czekać na pozytywne nastroje z zagranicy.
Dzisiejsza sesja potwierdziła, że trend wzrostowy jest coraz bardziej zagrożony. Przez pierwszą połowę dnia WIG20 schodził na coraz niższe poziomy i dopiero bariera 2200 pkt. zdołała powstrzymać wyprzedaż.
Wczorajsza słaba postawa popytu zmieniła się w momencie publikacji danych makro. Indeks ISM dla przemysłu USA przebił oczekiwania i jest już najwyżej od ponad 3 lat.
Cały miniony tydzień był świętem podaży. W końcu udało się niedźwiedziom odejść od szczytów na odległość na tyle istotną, że pojawiające się obawy o możliwość kontynuacji trendu wzrostowego mają silne podstawy.
Dzisiejsza sesja mimo ostatecznego spadku była dniem nowych dziennych rekordów. Końcowa poprawa notowań spółek w segmencie bankowym potwierdza, że na razie byki traktują wczorajsze spadki w USA jako jednorazowe wydarzenie.
Środowa sesja mogła zakończyć się spokojnie i bez znaczenia, ponieważ całe przedpołudnie WIG20 spędził pod kreską w spokojnej konsolidacji.
Tak jak na wczorajszej sesji najciekawszy był początek, kiedy indeksy wyskoczyły na roczne maksima tak dziś najwięcej działo się w końcówce.
Początek piątkowego handlu wyglądał obiecująco. Wczorajsze poprawienie maksimów w Stanach i perspektywa wzrostowego zakończenia tygodnia wyglądały obiecująco.
Dziś WIG20 swój najwyższy poziom oraz nowy tegoroczny rekord osiągnął na samym początku dnia. Nowa śród-sesyjna wartość szczytu to już 2325 pkt. Poprzedni szczyt został zatem poprawiony zaledwie o 8 punktów i miało to miejsce na otwarciu.
Wczoraj mieliśmy prawdziwy dzień rekordów na rynkach. Na nowych historycznych maksimach znalazła się cena złota.
Dzisiejszą sesję, podobnie jak wczorajszą, inwestorzy spokojnie mogą zaliczyć do tych z gatunku nudnych i przechodzących do historii tuż po zakończeniu notowań.
Początek nowego tygodnia nie przyniósł żadnych zmian na giełdzie. Co prawda WIG20 po dobrym otwarciu trochę „pomarudził" i otarł się o linię piątkowego zamknięcia, ale szybko wrócił do formy i jeszcze przed południem rósł o 1,3 proc.
Poniedziałkowa sesja była bardzo męcząca. Najbardziej zmęczenie udzielało się uczestniczącym w niej graczom, ponieważ pierwsze sześć godzin upłynęło pod znakiem minimalnych zmian i jeszcze mniejszego obrotu.
Gdyby po zielonym otwarciu popytowi udało się sztuka utrzymania tych plusów to korektę całej fali 7 miesięcznych wzrostów będzie można jeszcze odłożyć w czasie.
Piątkowa sesja była wybitnie jednokierunkowa. Wczorajsza przecena w Stanach od rana odciskała się piętnem w postaci trzyprocentowych spadków.
Dzisiejszą sesję bez wątpienia można nazwać dniem cudów. Od początku bowiem wyglądała ona znacznie inaczej niż standardowa.
Kończący się wczoraj miesiąc nie był szczęśliwy dla popytu. Chociaż z początku sesja na GPW dawała bykom duże nadzieje, bo po wtorkowym wyjątkowo negatywnym wyróżnieniu naszego parkietu i umiarkowanie spokojnej sesji w Stanach byki miały otwartą drogę do walki o pozytywne zamknięcie całego miesiąca.
Środowa sesja dawała bykom duże nadzieje. Po wtorkowym wyjątkowo negatywnym wyróżnieniu naszego parkietu i umiarkowanie spokojnej sesji w Stanach popyt miał otwartą drogę do walki o pozytywne zamknięcie całego miesiąca.
Od początku dzisiejszej sesji widać było, że nie mam specjalnie szans na pójście w ślady amerykańskich rynków, które zyskały ponad 1,5 proc.