W USA we wtorek byki nadal prowadziły indeksy na północ. Dane makro nie miały wielkiego wpływu na nastroje, ale z pewnością bykom zaszkodzić nie mogły. Ceny w imporcie/eksporcie USA były neutralne.
Rynek akcji usiłował na początku sesji pokonać opory, z którymi walczył przez cały tydzień, ale wzrosty ceny ropy mu na to nie pozwoliły.
W USA przedostatnia sesja miesiąca i kwartału była już tylko i wyłącznie poświęcona procesowi „window dressing”.
Amerykański rynek akcji nadal zasługuje na miano teflonowego. Poniedziałkowa niewielka realizacja zysków wystarczyła, żeby we wtorek znowu pojawili się zdecydowani kupujący.
We wtorek Amerykanie wrócili na rynki. Zagadką było, jak zareagują na wzrost ceny ropy i zagrożenie geopolityczne.
W USA czwartek był kolejnym dniem dziwnego zachowania kilku rynków. W centrum uwagi były raporty makroekonomiczne, ale mówiono też dużo o zamieszkach w świecie arabskim i o możliwej reakcji Izraela na plany Iranu (dwa okręty mają przepłynąć przez Kanał Sueski).
Kolejna przedświąteczna sesja w USA znowu przebiegała pod dyktando byków. Nie była to z pewnością szarża, ale nadal rynki zachowywały się przedświątecznie. Obowiązujące w normalnym czasie korelacje zostały niejako zawieszone.
Nasz parkiet nadal ma problem z przebiciem ważnego z technicznego punktu widzenia oporu. Rynek trwał dzisiaj niczym zawieszony i nie mógł się ruszyć w żadnym kierunku.
Od samego rana na rynki napływały optymistyczne informacje. Inwestorzy jednak są już w świątecznych nastrojach i niemrawo reagują na nowe wiadomości. Zmienność jest niewielka, ale dzięki udanej końcówce odnotowaliśmy całkiem solidne wzrosty.
Cały miniony tydzień można uznać za stracony dla analizy szerokiego rynku. Główny indeks stał w miejscu i nie jawił chęci do większego ruchu w jakimkolwiek kierunku. Owszem wczorajszy dzień mógł niedźwiedzi uszczęśliwić, ale w dużej mierze układ sił pozostaje stały.
Sytuacja na froncie bez zmian - tak kiedyś relacjonowano wydarzenia z walk podczas I wojny światowej.
Dzień dzisiejszy był bogaty w pomyślne wydarzenia dla rynków finansowych, ale te pomimo wielu „prezentów” były kapryśne i rosnąć nie chciały. Na czoło po raz kolejny wysuwa się nasz parkiet, na którym handel był wyjątkowo marudny.
Globalne parkiety kontynuują swój rajd św. Mikołaja, który jednak obcy jest notowaniom w Warszawie.
Zmienność na parkietach jest znikoma. Inwestorzy zapadli niczym w sen zimowy i okopani bronią zdobytych poziomów.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo dobrze za sprawą pomyślnych informacji z Azji, ale pomimo sprzyjających warunków byki nie znalazły na tyle silnych argumentów by poważnie zaatakować. Notowania po raz kolejny charakteryzowała więc stabilizacja.
Kolejny dzień posuchy w publikowanych danych sprawił, że czynniki techniczne oraz panujące nastoje determinowały zachowanie rynków. Parkiety wciąż utrzymywane były grudniowym optymizmem, więc znaczących spadków nie zobaczyliśmy.
Inwestorzy wciąż są w byczym nastroju i puste kalendarium wykorzystują do dalszego podciągania indeksów.
W USA rynki nie miały w poniedziałek impulsów, na które mogłyby reagować. Kalendarium było puste, więc wsłuchiwano się w głosy bankierów i polityków.
Dzisiejszy dzień przebiegał pod dyktando konferencji prasowej Jean-Claude Trichet'a z Europejskiego Banku Centralnego. Jego słowa lekko rozczarowały, ale pojawiły się też pozytywne wątki.
Początek nowego miesiąca ma swoje prawa, które dzisiaj w sposób bardzo wyraźny były zaprezentowane.
We wtorek gracze w USA mieli trudny orzech do zgryzienia. Musieli reagować na bardzo różne czynniki wskazujące im zdecydowanie przeciwne kierunki. Nadal straszyły problemy strefy euro.
Dzisiaj warszawski parkiet szedł pod prąd zachodnioeuropejskim tendencjom i próbował wygenerować odbicie z kluczowego wsparcia na poziomie 2600 punktów.
W USA poniedziałkowy handel na rynkach finansowych był dość dziwny. Przede wszystkim we wszystkich komentarzach mówiono, że wpływ na rynek miały dwa skrajnie działające czynniki.
Europejscy politycy zrobili przez weekend wiele by uspokoić rynki, ale im się to nie udało. Początkowy optymizm okazał się, tak samo jak jego wcześniejsze przejawy, wyjątkowo kruchy i nietrwały.
W piątek od rana nastroje na rynkach finansowych były bardzo słabe.
Dzisiaj na parkiecie było spokojnie, co dziwić nie mogło ze względu na brak obecności Amerykanów ze względu na Święto Dziękczynienia. Mimo jednak niewielkich zmian indeksów wciąż było głośno o krajach PIIGS.
W poniedziałek amerykańskim bykom udało się rynek wybronić. We wtorek nie dały rady. Już w nocy niedźwiedzi dostały prezent w postaci dużego spadku indeksu Shanghai Composite. Już po napisaniu przeze mnie porannego komentarza dowiedzieliśmy się, że Korea Północna zaatakowała wyspę, o którą toczy spór z Koreą Południową.
Już wczoraj wieczorem było wiadomo, że Irlandia oficjalnie poprosiła o pomoc, którą wkrótce otrzyma od Brukselii i MFW. Informacja ta zapewniła optymistyczny początek notowań, ale potem było już tylko gorzej.
Piątek był w USA (w Europie również) wyjątkowo nudnym dniem. Nikogo nie wzruszyło, że zarówno Ben Bernanke, szef Fed jak i Jean-Claude Trichet, szef ECB wypowiadali się w okolicach południa.
W USA czwartkowa sesja zapowiadała się już od rana na mocno korekcyjną (wzrostową). Rynek coraz mniej obawiał się środków, które Chiny chcą zastosować w celu ograniczenia inflacji.