Po kilku dniach wyprzedaży rynkom należał się oddech i dzisiaj go obserwowaliśmy. Jednak nie wszystkim indeksom udała się sztuka zaprzestania spadków. Nadal taniały małe i średnie spółki na naszym parkiecie, czy akcje na giełdzie w Szanghaju.
W USA, po poniedziałkowej, nieudanej próbie doprowadzenia do odbicia indeksów byki mogły dostać we wtorek drugą szansę. Problem w tym, że raporty makro im tej szansy nie dały, a to, co działo się w Europie i w Chinach dało oręż do ręki niedźwiedziom.
Po dwóch miesiącach wzrostów rynek w ostatnich dniach wyraźnie osłabł. Dzisiaj mieliśmy dodatkowy sygnał przemawiający za kontynuacją korekty – naruszona została dwumiesięczna linia trendu wzrostowego.
Dzisiaj polski rynek zachowywał się gorzej o europejskich parkietów, ale częściowym tego powodem była nadzwyczajna piątkowa siła. Dzień kończymy spadkiem, ale z nadzieją na wzrosty.
Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się na udany. Potężne spadki w Chinach i groźba bankructwa Irlandii wyraźnie wzmocniły stronę podażową. Potem jednak nastroje stopniowo się poprawiały, byki więc nie dają za wygraną.
Wczoraj wszyscy świętowaliśmy udany debiut GPW, a dzisiaj trzeba było go odchorować. Wieczorem na Wall Street indeksy zanurkowały, gdyż rynek był już zbyt wykupiony do dalszych wzrostów. Spadki za oceanem wymusiły korektę również i u nas.
W USA wtorek był kolejnym dniem, w którym kalendarium było praktycznie puste. Nikogo nie poruszył raport o zapasach w amerykańskich hurtowniach.
Dzisiejsza sesja przebiegała w cieniu szeroko opisywanego debiutu Giełdy Papierów Wartościowych.
Irlandia jest obecnie ogniskiem zapalnym, który wyraźnie ciąży na walucie wspólnotowej, a jej słabość negatywnie przekłada się na globalne parkiety. Byki jednak nie dają za wygraną i spadki okazują się jedynie kosmetyczne.
W USA zakończyliśmy burzliwy tydzień raportem makro uznawanym za najważniejszy, czyli danymi o rynku pracy w USA.
Początek każdego miesiąca stoi pod znakiem osławionego raportu z amerykańskiego rynku pracy. Jest on o tyle istotny, że ma znaczny wpływ na politykę monetarną, a ta w znacznym stopniu kształtuje zachowanie globalnych rynków kapitałowych.
Nie da się wiele powiedzieć o tym, co działo się we wtorek na rynkach amerykańskich.
W poniedziałek amerykańskie byki dostały wszystko, o czym mogły marzyć, jednak nie udało się tego wykorzystać. Rosnące indeksy PMI w Chinach i Indiach od początku im pomagały.
W USA, po środowej, kolejnej neutralnej sesji, czwartek zapowiadał się na dzień z wygraną byków w tle. Sprzyjały im raporty makro i raporty kwartalne spółek.
W środę widać było w USA lepiej niż w poprzednich dniach, że gracze szykują się już do posiedzenia FOMC i wyborów w USA.
Na rynkach amerykańskich poniedziałek był dniem reakcji na trzy czynniki: na szczyt G20, na informacje z sektora finansowego i na dane makro.
Spadek WIG i WIG20 zwiększyłby znacznie prawdopodobieństwo powstania formacji RGR (sygnałem byłoby przełamanie 2.600 pkt.), a wzrost (nawet o 40 pkt.) w niczym by tej sytuacji nie zmienił.
W USA czwartkowa sesja cechowała się bardzo dużą zmiennością. Byki miały szansę, żeby utrwalić pozycje zdobyte w środę, ale miały z tym duże kłopoty.
W USA środowa sesja miała odpowiedzieć na pytanie: czy wtorkowa przecena była wypadkiem przy pracy, czy początkiem większej korekty? Od początku oczywiste było to, o czym pisałem we wtorek: podwyżka stóp w Chinach była jedynie pretekstem, a nie powodem przeceny.
Dla amerykańskich byków wtorek był fatalnym dniem. Wszystko się przeciw nim sprzysięgło. To wszystko doprowadziło do poważnej przeceny. Dane makro nie mogły rynku przecenić, mimo że raporty z rynku nieruchomości były niejednoznaczne.
Dzisiejsza sesja może zapisać się jako początek większego odreagowania silnych wzrostów z ostatnich tygodni. Podwyżka stóp procentowych w Chinach wyraźnie bowiem pogorszyła globalne nastroje.
Początek tygodnia był na giełdach amerykańskich umiarkowanie optymistyczny. Na chwilę zapomniano o problemach banków, dzięki czemu po trzech sesjach spadków rósł indeks sektora bankowego.
W piątek amerykańscy inwestorzy mieli potężny ból głowy, bo informacje napływające na rynki były bardzo zróżnicowane. Publikowane w czwartek po sesji raporty AMD i Google dawały całkiem różne skutki, mimo że wyniki były w obu przypadkach lepsze od oczekiwań.
Tak jak można było się spodziewać, jednym z głównych czynników, który mógł mieć wpływ na decyzje inwestorów za oceanem, były wyniki kwartalne spółek, których publikacje rozpoczęły się w zeszłym tygodniu.
W czwartek w USA na rynku akcji widać było (można powiedzieć, że wreszcie widać było) wpływ problemu nieprawidłowej dokumentacji przy przejmowaniu domów od niewypłacalnych klientów.
W USA sesja środowa miała dość dziwny przebieg. Tak samo zresztą jak w Europie. Teoretycznie niesamowity entuzjazm uzasadniało potwierdzenie we wtorek (protokół z posiedzenie FOMC), że Fed będzie drukował pieniądze (poluzowania ilościowe).
Wczoraj na dwie godziny przed końcem amerykańskiej sesji poznaliśmy chyba najważniejszą informację tego tygodnia, czyli protokół z ostatniego posiedzenia FOMC. Rozwiał on wszelkie wątpliwości i został odebrany jako dający zielone światło dla drugiej rundy ilościowego poluzowania.
Dzisiejsze notowanie przebiegały pod znakiem stabilizacji po zielonej stronie. Impulsów do większych ruchów zabrakło, chociaż wcale nie oznacza to, że nic się nie wydarzyło.
W piątek przebieg sesji w USA miał zależeć od jakości publikowanych w tym dniu wrześniowych danych z rynku pracy.