W USA gracze byli w czwartek zdecydowanie większymi optymistami niż ich koledzy w Europie. Po trzyprocentowych zwyżkach w środę byki miały ochotę na przedłużenie rajdu i nie bardzo chciały czekać na piątkowe dane z rynku pracy.
Pisząc komentarz po wtorkowej sesji w USA uprzedzałem, że sesja środowa może być dniem byków, bo jest to pierwszy dzień miesiąca. Do tego miesiąca po spadkowym sierpniu.
Zarówno w piątek wieczorem jak i w poniedziałek rano ostrzegałem, że 'efekt Bernanke' musi zostać przetestowany, bo to, że indeksy po wystąpieniu szefa Fed w piątek mocno wzrosły jeszcze o niczym nie świadczy.
W USA byki wykorzystały skrupulatnie w piątek wszystkie pozytywne impulsy: wątpliwej jakości dane makro, wystąpienie Bena Bernanke, szefa Fed i technikę,
Po środowej sesji, kiedy to bardzo złe dane makro nie doprowadziły do spadku indeksów, wydawało się, że amerykańskim inwestorom wystarczą lepsze od oczekiwań dane z rynku pracy, żeby indeksy wzrosły.
W środę w USA gracze znowu nie dostali ze sfery makro informacji, które zachęcałyby do kupna akcji.
W USA nastroje już przed wtorkową sesją były bardzo niedobre. Niepokojono się bardzo tym, co dzieje się w Japonii. Tam indeks Nikkei wylądował na poziomie najniższym od kwietnia 2009, a kurs USD/JPY sięgnął poziomu najniższego od 15 lat.
W USA inwestorzy mieli w poniedziałek problem, bo w kalendarium nie było publikacji raportów makroekonomicznych mogących wpłynąć na zachowanie rynków.
Słabe dane makro, opublikowane w tym tygodniu, przeważyły szalę na rzecz niedźwiedzi. Przeciąganie liny, które trwa od kilku miesięcy pomiędzy bykami wspieranymi przez wyniki spółek, a niedźwiedziami, którym pomagają dane makro, jest jeszcze nie rozstrzygnięta.
W USA inwestorzy liczyli na to, że w czwartek pojawią się jakieś dobre lub przynajmniej niejednoznaczne dane makro. Okazało się, że nie tylko wszystkie były złe, ale do tego były zaskakująco słabe.
W USA gracze czekali na jakieś dobre informacje, które mogliby zamienić we wzrosty indeksów po kilku sesjach spadków i w końcu doczekali się. Przede wszystkim, we wtorek bykom bardzo pomagały dane makro.
Piątek mógł być w USA dość ważnym dniem, bo publikowane były istotne dane makro.
Po wakacyjnej mini hossie, seria kolejnych złych danych makro doprowadziła do realizacji zysków za oceanem.
Zakładałem, że we wtorek w USA chińskie czynniki nie będą miały dużego znaczenia, ale okazało się, że przed posiedzeniem FOMC znacznie zwiększyły siłę niedźwiedzi.
W poniedziałek kalendarium było w USA puste, więc wszystkim, co działo się na rynkach kierowały nastroje, a te były dobre, bo przecież czekano na wtorkowe posiedzenie FOMC.
W piątek w USA byki modliły się o przynajmniej neutralny raport z rynku pracy. Nie wymodliły. Miesięczny raport (w czwartek rozczarował raport tygodniowy) był bardzo słaby.
Od jakiegoś czasu można zaobserwować tendencję do sprzedawania akcji z końcem miesiąca i kupowania ich na początku kolejnego.
Raport o amerykańskim PKB w drugim kwartale nieco rozczarował. Oczekiwano annualizowanego wzrostu o 2,5 proc., a pierwsze przybliżenie (potem będą jeszcze dwie weryfikacje) pokazało wzrost o 2,4 proc. (w pierwszym kwartale było to 3,7 proc.).
Ostatnie raporty wskazują, że żółtą koszulkę lidera w atlantyckim wyścigu przejęła Europa. W USA dane nie tryskają radością, ale po tej stronie Atlantyku jest zgoła inaczej. Nastroje są wręcz rewelacyjne.
Wyniki i prognozy spółek amerykańskich nie rozczarowują inwestorów. Jedynym „zgrzytem” w sezonie raportów kwartalnych jest niepewność, jaki wpływ będą miały zmiany w otoczeniu prawnym na przyszłe raporty kwartalne instytucji finansowych.
Wczoraj wiele czynników przemawiało za zakupem akcji i inwestorzy byli skorzy je wykorzystać. Doprowadziło to do istotnych zwyżek, które potwierdzają chęć uczestnictwa w letniej hossie.
Informacją dnia wczorajszego było zerwanie rozmów Węgier z MFW oraz UE.
Na Wall Street mamy obecnie do czynienia ze ścieraniem się pozytywnych oczekiwań na wyniki spółek za drugi kwartał z coraz słabszymi danymi makro.
We wtorek po sesji w USA pisałem, że rynek za szybko rośnie i pod byle pretekstem powinien się skorygować.
Po kilkudniowych wzrostach rynkom należało się już lekkie ochłodzenie. Nadeszło ono dzisiaj, ale nie było zbyt wielkie pomimo nienajlepszych danych.
Wczoraj po sesji na Wall Street Alcoa opublikowała swoje wyniki kwartalne, czym rozpoczął się sezon publikacji raportów kwartalnych za oceanem. Jako, że spółka podała wyniki lepsze od oczekiwań analityków, początek sezonu można uznać za udany.
Poniedziałek w USA był z założenia dniem wyczekiwania.
Polski rynek ma swoje humory, a szczególnie w okresie letnim, gdy aktywność inwestorów nie jest zbyt duża. Po okresie marazmu często jednak przychodzi czas zwiększonej aktywności.
W czwartek w USA byki miały tylko jedno zadanie: przedłużyć choćby o niewiele środowe, trzyprocentowe wzrosty indeksów, bo to znacznie umacniałoby inwestorów w przekonaniu, że rozpoczyna się fala wzrostowa.