Jeżeliby spytać analityków, co może być sygnałem końca strefy euro, albo jej bardzo poważnego kryzysu (obecny takim jeszcze nie jest), to wskażą oni na wyprzedaż niemieckich obligacji.
Zdaniem ankietowanych przez agencję Thomson Reuters analityków, istnieje 48 proc. szans, że ECB zdecyduje się na operację „drukowania pieniądza", co mogłoby mieć miejsce w końcu pierwszego kwartału 2012 r.
Dzisiejsze aukcja 10-letnich hiszpańskich obligacji nie mogła napawać zbytnim optymizmem, zwłaszcza jak spojrzy się na średnią rentowność uzyskaną na przetargu - 6,975 procent.
Czy nowy grecki premier Lukas Papademos, który wczoraj uzyskał od parlamentu wotum zaufania dla swojego gabinetu jedności narodowej, może czuć się wygranym?
Wprawdzie w ostatnim czasie tematy polityczne często skutecznie przysłaniają, to co dzieje się w realnej gospodarce, to niemniej nie należy o niej zapominać. I tak środa przyniosła kolejne dobre dane z USA.
Na rynkach finansowych znana jest pewna niepisana reguła – krótkoterminowe, a nawet i dłuższe trendy ulegają wyczerpaniu wtedy, kiedy skala pojawiających się negatywnych informacji jest tak duża, że większość uczestników rynku jest niemal pewna, co do kontynuacji dotychczasowego trendu spadkowego.
Wymowa popołudniowych danych makroekonomicznych, jakie napłynęły z USA była dobra – sprzedaż detaliczna wzrosła w październiku o 0,5 proc. m/m, a bez uwzględnienia samochodów o 0,6 proc. m/m – indeks NY Empire State wyniósł w listopadzie 0,61 pkt. – a inflacja PPI okazała się nieco niższa od prognoz.
Poniedziałkowe spadki notowań euro pokazują, że rynek raczej z pewną rezerwą przyjął informacje o odejściu premiera Silvio Berlusconiego, którego zastąpił były unijny komisarz Mario Monti.
Informacja o tym, że Lucas Papademos zostanie jutro o godz. 13:00 oficjalnie zaprzysiężony na nowego premiera Grecji, tylko na krótko pomogła rynkom.
Polityczna sukcesja po Berlusconim, może okazać się wcale niełatwą sprawą. Zwłaszcza, że politycy z reguły trudno dojrzewają do odważnych decyzji.
Jak widać politycy po raz kolejny ugięli się pod presją rynków finansowych. W efekcie dzisiaj rano widzimy poprawę nastrojów – ciężko powiedzieć, na jak długo ona się utrzyma – to będzie zależeć od postawy decydentów.
Większość inwestorów i tak oczekiwała na popołudniową konferencję prasową, aby móc ocenić, jakie jest ewentualne prawdopodobieństwo i kierunek zmian w stopach procentowych za kilka, choć raczej lepszym określeniem byłoby kilkanaście miesięcy.
Najprawdopodobniej żaden z wymienianych przez media czterech kandydatów nie zostanie premierem nowego, tymczasowego greckiego rządu.
Dzisiaj szef Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku, Jan Krzysztof Bielecki, zaskoczył większość analityków twierdząc, iż obawia się w przyszłym roku dość wyraźnego umocnienia złotego, co może ujemnie wpłynąć na dynamikę polskiego eksportu.
Podczas wczorajszego spotkania ministrowie finansów państw strefy euro dobrze przyjęli zapewnienia Greków odnośnie woli kontynuacji procesu reform, chociaż kluczowe będzie głosowanie w tamtejszym parlamencie nad implementacją rozwiązań ustalonych na unijnym szczycie 26-27 października.
Czy po tym, co zafundował nam w zeszłym tygodniu grecki premier, tym razem w jego ślady pójdzie Silvio Berlusconi?
To nie Grecja może rozsadzić strefę euro, a Włochy, gdyż po prostu za duże, aby upaść.
Dzisiaj grecki parlament będzie głosował nad wotum zaufania dla premiera Georgiosa Papandreu – wbrew temu co twierdzi część uczestników rynku, nie będzie to mało znaczący fakt.
W ciągu kilku godzin sytuacja polityczna w Grecji radykalnie się zmieniła i okazało się, że greccy politycy zupełnie niepotrzebnie wciągnęli rynki finansowe we własną polityczną grę.
W środę nastroje na rynkach były nieco lepsze, pomimo że elektryzującej rynki finansowe kwestii greckiego referendum wiele się nie zmieniło.
Czy grecki premier zapowiadając w poniedziałek możliwość przeprowadzenia społecznego referendum ws. pakietu reform koniecznych do przyjęcia drugiego bailoutu (czym podobno zaskoczył nawet swoich ministrów), nie wiedział co robi?
Faktyczne wymuszanie na prywatnych inwestorach, aby zaakceptowali duże odpisy na greckich obligacjach może ujemnie wpłynąć na generalne postrzeganie europejskiego rynku długu przez inwestorów.
Jeszcze w piątek rano ministrowie finansów i gospodarki Japonii, informowali o nadzwyczajnych spotkaniach na linii rząd-bank centralny, których celem miało być podjęcie działań zmierzających do powstrzymania nadmiernej aprecjacji jena (konkretnie na parze USD/JPY).
Wydawało się, że widoczny rano optymizm po zakończonym w nocy szczycie Unii Europejskiej szybko wyparuje i w drugiej połowie dnia na rynek wrócą pesymiści.
Zadajmy sobie proste pytanie – czy w komunikacie po unijnym szczycie pojawiło się coś, co zupełnie zaskoczyło rynki. Chyba nie do końca, a zatem pozytywną reakcję rynków dzisiaj rano można przypisywać chyba tylko temu, że część inwestorów doceniła to, że europejscy liderzy generalnie wykonali i to całkiem duży, krok naprzód w walce z najpoważniejszym w historii strefy euro kryzysem.
Wypowiedzi europejskich polityków wskazują też na to, iż nie zakładają oni nawet, że straty na greckich papierach mogłyby być mniejsze, niż 50 procent.
W dzienniku La Repubblica pojawiły się spekulacje, jakoby premier Silvio Berlusconi planował złożenie swojego mandatu w styczniu przyszłego roku.
Dzisiaj niemiecka kanclerz Angela Merkel dała do zrozumienia, iż Niemcy nie zgodzą się, aby w oficjalnym dokumencie po szczycie Unii Europejskiej znalazł się zapis sugerujący, że ECB będzie nadal wspierał rynki długu poprzez interwencyjne operacje zakupu obligacji (głównie chodzi tutaj o papiery włoskie i hiszpańskie).
Po tym jak agencje doniosły, jakoby podczas wczorajszego spotkania z parlamentarzystami, kanclerz Angela Merkel miała powiedzieć, że fundusz EFSF mógłby zostać zlewarowany do kwoty 1 bln EUR, późnym popołudniem i w godzinach wieczornych obserwowaliśmy poprawę nastrojów wokół euro.
Utrzymujące się pewne wątpliwości, co do wyników zapowiadanego na najbliższą środę szczytu Unii Europejskiej, nie zaszkodziły zbytnio złotemu.