Wobec braku inwestorów z USA (święto), rynki akcji w Europie mogą pozostać płaskie, pomimo kilku niepokojących wydarzeń, takich jak przegrana CDU w Hamburgu, rewolta w Libii czy spadek cen obligacji Portugalii.
Obecnie nie ma świecie państwa, które nie byłoby zaniepokojone wzrostem inflacji. Chiny właśnie po raz kolejny przykręciły bankom kurek z pieniędzmi - stopa rezerw obowiązkowych dla największych banków wynosi tam 20 procent.
Mimo początkowo niewielkich spadków, Wall Street bez wysiłku kontynuowała swój rajd, co pomogło także w dzisiejszych zwyżkach na rynkach azjatyckich. Wszystko kręci się wokół inflacji.
Bardziej niepokojący od kiepskiego wyniku indeksów z GPW na tle innych giełd, był w czwartek wzrost obrotów, który może oznaczać odwrót dużych graczy.
Zgodnie z oczekiwaniami, wtorkowy spadek indeksów w USA okazał się incydentem, wczoraj sięgnęły one po nowe rekordy. Inwestorów - także w Azji - inspirowały minutes z posiedzenia Fed.
Ceny producentów w USA rosną najszybciej od zimy 2008 r., produkcja przemysłowa, wbrew oczekiwaniom ekonomistów, spadła, lecz inwestorzy na Wall Street w dalszym ciągu nie żałują kapitału na zakupy. Co innego na GPW.
S&P stracił wczoraj 0,3 proc. po słabszych od oczekiwań danych o sprzedaży detalicznej, ale rynek dziś już nie pamięta o tych liczbach. Giełdy w Azji zyskiwały, w Europie nastroje mogą być dobre.
WIG20 spędził osiemnastą z kolei sesję w przedziale 2660-2760 pkt, w dodatku spadła aktywność inwestorów mierzona obrotami. Ale światowe rynki dostarczają kolejnych impulsów.
Po ubogim w dane makroekonomiczne ubiegłym tygodniu, nowy zaczął się od publikacji dwóch ważnych informacji z Azji. Ponadto w strefie euro nieznacznie spadła produkcja przemysłowa.
Jeszcze w piątek byliśmy świadkami wyraźnej poprawy nastrojów na rynkach akcji, a inwestorzy dali się ponieść entuzjazmowi egipskich rewolucjonistów po ustąpieniu Hosni Mubaraka.
W minionym tygodniu inwestorzy na rynkach akcji reagowali głównie na komunikaty spółek. Rozczarowały m.in. Nokia, Oracle, L'Oreal i Credit Suisse. Na GPW pozytywnie wypadły BRE Bank i PKN Orlen.
Mimo początkowych spadków, S&P do końca sesji zdołał z małą nawiązką odrobić straty. Odważna akcja kupujących nie poprawiła jednak nastrojów w Azji, ani na rynkach Ameryki Południowej. W Europie też nie poprawi.
Najmniejszą od dwóch i pół lat liczbę nowych bezrobotnych w USA w czwartek przyćmiła seria rozczarowujących wiadomości ze spółek.
Niemrawa sesja na GPW może usypiać czujność inwestorów, zwłaszcza jeśli za punkt odniesienia wybierze się wyłącznie rynki rozwinięte, w tym Wall Street. Tymczasem na rynkach wschodzących spadki nabierają tempa.
Wall Street zbagatelizowała decyzję Banku Ludowego Chin o podwyżce stóp procentowych. Giełdy azjatyckie nie mogły sobie na to pozwolić po wzroście notowań yuana.
Kolejna podwyżka stóp procentowych w Chinach jest odpowiedzią już nie na rosnące ceny nieruchomości, jak miało to miejsce w 2010 r., ale na niepokojąco szybko drożejącą żywność. Inwestorzy w USA w środę nadal chętnie kupowali akcje.
S&P bez trudu i zanotował wzrost i kolejny rekord hossy na poniedziałkowej sesji. Czy seria wzrostów na świecie przekona wreszcie warszawskich inwestorów?
Egipskie papiery dłużne o oprocentowaniu ponad 11 proc. nie znalazły wystarczającej liczby nabywców.
Mimo słabszych niż oczekiwano danych z rynku pracy, Wall Street zakończyła tydzień wzrostem indeksów. Dziś rano rosły giełdy azjatyckie, a Europa zdaje się nie mieć wyboru.
Niejednoznaczne dane z amerykańskiego rynku pracy nieszczególnie zaniepokoiły inwestorów z rynków akcji. Co innego obligacje - te wyprzedawano w piątek po najniższych cenach od wiosny 2010 r.
Ben Bernarnke zapowiedział, że Fed nadal będzie stymulować gospodarkę, mimo pojawiających się sygnałów ożywienia. Po tej wypowiedzi indeksy w USA wzrosły, co z kolei zainspirowało inwestorów w Tokio.
Środa i czwartek rano przyniosły wreszcie dzień oddechu po dynamicznych zmianach nastrojów na trzech wcześniejszych sesjach. Nic nie zapowiada zmian w trakcie dzisiejszych notowań.
W Stanach Zjednoczonych prywatni przedsiębiorcy już dwunasty miesiąc z rzędu tworzyli więcej miejsc pracy niż likwidowali. Tempo ożywienia jest jednak zbyt wolne, by obniżyć stopę bezrobocia.
Sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie. Ledwie w piątek Wall Street silnie spadała wzbudzając obawy o możliwy początek głębszej korekty, a już wczoraj S&P w przekonującym stylu sięgnął po nowy rekord hossy.
We wtorek na rynkach obowiązywała optymistyczna wizja rzeczywistości. Słabnący dolar, silne wzrosty na rynkach akcji, rekordowe ceny miedzi. Ryzyko znowu bardziej oznacza szansę na wyższe zarobki, niż potencjalne straty.
Wzrost notowań ropy podciągnął wyceny spółek paliwowych w USA, które stały się motorem wzrostu indeksów. W Azji zwyżka była znacznie skromniejsza, w Europie inwestorzy mogą zwlekać z decyzjami.
Poniedziałkowy odczyt indeksu koniunktury Chicago PMI na poziomie 68,8 pkt. to najlepszy wynik od 1988 r. Wydatki konsumentów rosną najszybciej od trzech lat. Jest jednak druga, mniej optymistyczna strona medalu.
Media na całym świecie tłumaczą spadek cen akcji w USA zamieszkami w Egipcie i ryzykiem ich przeniesienia do innych krajów regionu, w tym liderów wydobycia ropy.
Po płaskiej sesji w USA, dziś rano odnotowano spadki na giełdach azjatyckich po wczorajszej decyzji S&P o obniżeniu ratingu Japonii i spadku cen surowców.
Jeśli inwestorzy zaczynają przymykać oko na niewygodne wiadomości, to znak, że rynek jest o krok korekty wzrostów. Dziś bagatelizowano m.in. obniżenie ratingu Japonii i słabe dane ze Stanów Zjednoczonych. Jutro następny test.