Tak jak w moim mieście MOPS - w Warszawie wydzielono lokalnemu mopsiakowi prawie milion złotych z kasy podatników, jednak dotarło tylko 360 tysięcy. MOPS wydał na wypłaty świadczeń nieco ponad 100 tysięcy - co się stało z resztą? Nietrudno się domyślić... Państwo jest najgorszym pośrednikiem świata. Wyobrażacie sobie coby było, gdyby to rząd wypłacał kasę za stłuczki? Płacilibyśmy OC po 10 tysięcy za 20-letnie szroty, stali pół roku w urzędach a drugie pół czekali na głodowe odszkodowanie - i jeszcze by się człowiek musiał cieszyć, że cokolwiek dostał od wspaniałomyślnego rządu.

A jak spadnie do 1900 to chyba tylko nas kilku tu zostanie, reszta wymięknie.

Może dlatego, że nieroby i nieudacznicy to lojalni wyborcy? Ludzie ambitni, pracowici czy uczciwi na wybory nie chodzą (albo jeśli już to głosują na opozycję), więc takich ludzi trzeba z polski wy... na Madagaskar. Obywatel ma być lichy i durnowaty, aby nie podskakiwał władzy, tylko jej przyklaskiwał. Takiego też łatwo kupić jakąś jałmużną a urzędnikowi łatwo go zastraszyć czy wyślizgać. Kraj jest chory, bo najmniej socjalistyczna okazała się partia, która określa siebie jako socjalistyczną i w dodatku spadkobierce PZPR! Niedawno zrobiłem małe zestawienie i wyszło mi, że L. Miller to największy liberał w polsce - przecież to jakiś absurd.

Tarcza nas nie ochroni? Choć raz polska mnie pozytywnie zaskoczyła - zawsze myślałem, że jedyne komputery w rządzie to laptopy ZIobry, a tymczasem mają nawet serwery. Kraj jest normalnie potęgą informatyczną.

Władza ma zapewniać swoim obywatelom:
- infrastrukturę
- stabilność i bezpieczeństwo

Władza jest od tego, aby wspomagać bogacenie się obywateli. Bogaci obywatele to bogaty kraj - tymczasem w polsce władza robi wszystko, by obywatel był ubogi. Czy wypłacana przez urzędnika jałmużna to droga do bogactwa? Nie wydaje mi się...

Mówisz, żeby władza "powiększała pomoc finansową" - a skąd władza ma mieć pieniądze na to? Z nieba spadną? Władza jest najgorszym pośrednikiem na świecie - potrąci 100 tysięcy w podatkach, a wypłaci z 10 tysięcy w postaci świadczeń - nawet mój dentysta zadowala się mniejszym zyskiem. Władza zabiera, więc obywatel zarabia mniej - zarabia mniej, to płaci mniej podatków, więc trzeba nakładać nowe i powstaje błędne koło socjalizmu i biedy, w którym niektóre kraje (np. Indie) potrafiły trwać dziesiątki lat.

Statystyczna rodzina straci w tym roku od 500 do 1000 zł dochodu netto, z powodu:
- inflacji
- wyższych podatków
- droższych kredytów
Jak komuś wzrosły pensje o 10% i nie ma kredytu ani samochodu to jo. Ale ilu jest takich ludzi? Mi za ostatnie 7 lat realny dochód zmalał - mogę dziś kupić mniej, niż 7 lat temu. Co z tego, że pensje rosną, jak siła nabywcza maleje - dlatego właśnie gospodarka zwalnia, bo mniej kupionych dóbr to mniejszy popyt. Politycy manipulują przy inflacji i robią Wam wodę z mózgu - wywalają z koszyka np. nieruchomości (bo drożały najbardziej) - za komuny mało było super statystyk? Ceny spadły, bo statki potaniały.

Zarabiamy dziś więcej, ale czy łatwiej przeżyć za minimalną niż 10 lat temu?

Co z tego, że żona pójdzie na macierzyński, jak nie może znaleźć pracy? A jak znajdzie to za 1000 euro? Co z tego, jak ja muszę opłacić ten urlop kilkukrotnie w podatkach? Co z tego, że moja żona pójdzie na macierzyński, jak przez to 20 innych kobiet będzie żyło w nędzy a kolejne 10 zostanie zmuszonych do emigracji? "Polityka prorodzinna" - to stek bzdur i bredni - najlepsza polityka prorodzinna to taka, która prowadzi do wzrostu gospodarczego - ludzie decydują się na założenie rodziny jeśli mają MOŻLIWOŚCI, a nie jałmużnę, ochłapy rzucane z wielkiej łaski przez rząd, ochłapy stanowiące ułamek tego, co nam odebrano z uczciwej pracy.